https://v.wpimg.pl/ODQ5OTAuYCUwVzlnbg5tMHMPbT0oV2NmJBd1dm5Dd3QpGjwyNgVhMyFWKzpvBSNrIlIQJzEQLC0wWTsxIAYqNg5dYGEkEX5xNFB5bSUUfndjanxtck17fWgFYT4xEm05
East News / Damian KLAMKA / Na zdjęciu: Jerzy Pilch

Dawid Góra: Tej straty nie da się zastąpić. Odszedł kibic. Jeden z niewielu prawdziwych

by

- Unikam ludzi, którzy są nieobyci z piłką - zwykł mawiać Jerzy Pilch. Wielkich kibiców wśród wielkich postaci literatury nie ma wielu. Ale on przecież był wyjątkowy. Nie tylko w tej dziedzinie życia.

- Żeby zostać moim znajomym, dobrze jest znać się na piłce - powiedział Pilch 15 lat temu w wywiadzie dla klubowej strony swojego ukochanego klubu.

A kochał Cracovię. Jak nikt potrafił zresztą wytłumaczyć, skąd wzięła się w nim ta miłość. - Prawdziwy kibic musi mieć drużynę z krainy swojego dzieciństwa - stwierdził w wywiadzie dla Gazety Pomorskiej.

Przyjaciół, jak sam przyznawał, miał niewielu. Ale nawet oni nie rozumieli, skąd u niego fascynacja polską ligą. A on tłumaczył. Jak dziecku.

- Jak pochodzisz z prowincji, a prawie wszyscy w Polsce pochodzą z prowincji, trzeba mieć jakąś B- czy C-klasę w "dorobku". Potem jesteś, tak jak ja, w Krakowie czy Warszawie i masz drużynę ligową, w tym wypadku Cracovię lub Polonię, której stajesz się wiernym sympatykiem. Na końcu jest reprezentacja narodowa. Nie da się być kibicem tylko jednej drużyny i kibicować szczerze bez systematycznego chodzenia na zawody. A ileż razy można pójść na mecze Realu Madryt? Przecież to jest horrendalnie droga przyjemność, nie w moim zasięgu. A ci, których na to stać, piłkę mają w głębokim poważaniu.

Potrafił idealnie odróżnić ideę kibicowania od fanatyzmu. I to w Krakowie, gdzie Wisła z Cracovią toczą odwieczny bój o prym. Potrafił zrugać kiboli, niezależnie od tego, na którym sektorze na ogół siadali.

Ale nic dziwnego. Kibicowanie traktował wręcz jak świętość, a mówił o tym, jak o literaturze. Tym, którzy bagatelizują znaczenie sportu, wystarczy przeczytać kilka zdań z Pilcha, referującego piłkę nożną. Nawet jeśli nie uwierzą, to przynajmniej zamilkną.

- Wszystko, co wiem o świecie, zawdzięczam piłce nożnej. To mocne stwierdzenia, ale prawdziwe. Jestem pisarzem, który mówi prawdę - wyznał dziennikarzowi cracovia.pl.

5 marca rozmawiałem z Jerzym Pilchem. O kibolach, o sposobie na wytępienie tego zjawiska. Jak prawdziwy kibic potrafił postawić sprawę jasno. - Trzeba reagować. I to coraz brutalniej. Nie ma innego rozwiązania - mówił mi podczas rozmowy telefonicznej.

Uważał, że antidotum na pseudokibiców jest silny rząd i człowiek taki jak Margaret Thatcher, która z kibolstwem sobie poradziła.

Tyle że my żelaznych dam ani dżentelmenów nie mamy. Triumfu prawdziwych kibiców więc nie doczekał, ale powiedzmy sobie szczerze - nie miał prawa doczekać, nawet gdyby żył i 100 lat. Mógł natomiast doczekać mistrzostwa Cracovii, która wciąż przecież jest w grze o ostateczny triumf. Nie mam jednak złudzeń, że nawet jeśli nie w tym sezonie, to kiedyś dostanie nagrodę za wierność idei. Z ogromem czasu, jaki właśnie dostał, będzie mógł sobie pozwolić na obejrzenie każdego meczu. Bez wyjątku.

Moją osobistą satysfakcją było, że po sportowej rozmowie mogłem podziękować za jego twórczość. Tę literacką oczywiście. Rzadko dziś przekazuje się wyrazy uznania w półprywatnych kontaktach, a jako miłośnik literatury wewnętrznie czułem taką potrzebę. Choć Pilch od dawna cierpiał na chorobę Parkinsona, nie zdawałem sobie sprawy, że moje "dziękuję" za jego dotychczasowy dorobek mogłoby nigdy nie wybrzmieć. Dziś tak cholernie się cieszę, że zdążyłem.

Nie odszedł przecież tylko kibic, ani rozmówca, którego co trzecie zdanie można by wpisać do księgi aforyzmów. Odszedł twórca. Już nigdy więcej niczego nie napisze. A to strata, której nie będzie się dało niczym zastąpić.

WP SportoweFakty