https://pliki.portalsamorzadowy.pl/i/15/99/81/159981_r0_940.jpg
Informacja ministra Dariusza Piontkowskiego o działalnosci MEN w czasie epidemii nie zadowoliła posłów opozycji, ale watpliwości co do sensowności kształcenia zdalnego nie mieli (fot. MEN)

Edukacja w czasie epidemii: póki co wszystko zostało powiedziane

by

Podczas piątkowego (29 maja) posiedzenia Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży nikt w zasadzie nie podważał sensowności wprowadzenia przez Ministerstwo Edukacji Narodowej kształcenia zdalnego, a jednak padło kilka istotnych pytań, które nie znalazły odpowiedzi. Najważniejsze z nich to, jak poradzić sobie z narastającą dysproporcją w dostępie do wiedzy i nauczania, jak dotrzeć do dzieci i młodzieży, która znalazła się poza systemem, czy nauczyciele nie powinni być jednak testowani.


W piątek 29 maja Komisja Edukacji Nauki i Młodzieży wysłuchała informacji ministra edukacji narodowej Dariusza Piontkowskiego na temat sytuacji w szkołach i przedszkolach w czasie pandemii, tj. przebiegu zdalnego nauczania, przygotowania do egzaminów, sposobu i terminów otwierania szkół i przedszkoli oraz związanego z tym zabezpieczenia epidemicznego.

Przedstawiając ją, minister po po kolei wymieniał wszystkie działania rządu i MEN w zakresie edukacji, wskazując jednocześnie na ich uwarunkowania, które zmieniały się w czasie. Mówił więc o przyczynach decyzji z 11 marca zawieszeniu funkcjonowania placówek oświatowych i dlaczego nie od razu pojawiły się szczegółowe regulacje dotyczące kształcenia zdalnego.

Zwrócił uwagę na czym to kształcenie polega i dlaczego nie musi wcale oznaczać lekcji online. Mówił o problemach sprzętowych oraz o pomocy, jaką rząd udzielił samorządom, uruchamiając dodatkowe środki na zakup komputerów – w sumie blisko 370 mln zł, które trafiły do wszystkich jednostek samorządu terytorialnego. A także o działaniach mających na celu zwiększenie dostępności uczniów i nauczycieli do internetu i zasobów edukacyjnych. Przedstawił także działania legislacyjne oraz prace nad wytycznymi sanitarnymi dla poszczególnych placówek i przyczyny opóźnionej zdaniem niektórych posłów informacji w sprawie terminów egzaminów.

Mówił także o działaniach podjętych przez MEN w sprawie zapewnienia szkołom płynów do dezynfekcji oraz dyfuzorów, podkreślając jednocześnie, że za wyposażenie placówek oświatowych odpowiada samorząd. Na koniec podziękował nauczycielom, dyrektorom oraz rodzicom i pracownikom władz oświatowych za trud i efekty pracy w tak trudnym okresie panedmi.

Za mało informacji

Ta informacja nie zadowoliła jednak posłów opozycji, a w szczególności posłów Koalicji Obywatelskiej, Lewicy oraz PSL-Kukiz 15, którzy wnioskowali o posiedzenie Komisji. Już w chwili uzasadniania przyczyny zwołania posiedzenia Krystyna Szumilas, wskazała, że wprawdzie z wprowadzeniem nauczania zdalnego nauczyciele stosunkowo szybko sobie poradzili, ale jest wiele kwestii, które wymagają rozwiązania - przede wszystkim kwestia zapewnienia dostępu uczniów do sprzętu, w taki sposób, aby każdy uczeń miał szansę na uczestniczenie w zdalnym nauczaniu, problem z uczniami, którzy zaginęli w systemie. Była minister edukacji podkreślała także, że posłowie chcieliby się dowiedzieć, dlaczego w sprawie terminów egzaminów proces podejmowania decyzji trwał tak długo. Mieli także zastrzeżenia co do sposobu przywracania funkcjonowania placówek oświatowych dla poszczególnych grup dzieci i uczniów.

- Przedszkola powinny być przygotowane, nauczyciele powinny być testowani. Z powodu jednej osoby 60 osób znalazło się na kwarantannie – mówiła m.in. Krystyna Szumilas.

Zauważyła także, że samorządy powinny otrzymać środki na dodatkowe wydatki związane z epidemią, kształceniem zdalnym i ich skutkami, w tym na konsultacje dla uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych oraz maturzystów.

Istotne pytania

Po wysłuchaniu ministra te pytania wróciły niczym na salę obrad, ale w bardziej szczegółowej formie. Posłanki Barbara Nowacka (KO), Katarzyna Lubnauer (KO), a także Katarzyna Fabisiak (KO) dopytywały, jaka jest liczba dzieci, które wypadły z systemu edukacji podczas kształcenia zdalnego i jakie w związku z tym działania zamierza podjąć ministerstwo.

- Jeśli tylko jeden uczeń zniknął w każdej szkole, to w całym systemie zniknęło 24 tys. uczniów – podkreślały. 

Katarzyna Fabisiak wskazała także na dużą dysproporcję, jaka po okresie kształcenia zdalnego pojawi się między uczniami tej samej klasy - między tymi, którzy korzystają z możliwości komunikowania się na odległość i ich rodzice wspierają je w tej nauce, oraz tymi, którzy takiego wsparcia nie mają lub mają utrudniony dostęp do komputerów.

- Jak chcecie pracować z dziećmi, które w ogóle nie uczestniczyły w kształceniu zdalnym? Jak będziecie je klasyfikować? Czy we wrześniu trzeba będzie dzielić te klasy na grupy i dla tych słabszych prowadzić zajęcia wyrównawcze? Czy ministerstwo wyasygnuje na to środki? – dopytywała.

Barbara Nowacka pytała z kolei, jak minister zamierza wdzięczność za trud nauczycieli przełożyć się na wzrost ich wynagrodzeń. Co z maturami osób, które znajdują się w kwarantannie? Czy MEN przygotowuje się na nową falę epidemii, jeśli się okaże, że będzie ona we wrześniu?

Katarzyna Lubnauer zauważyła z kolei, że okres pandemii i nauczania zdalnego powinien prowadzić do większej synergii programów nauczania z takimi programami, jak e-tornister. Do zmiany spojrzenia na polskie podręczniki, które w przeciwieństwie do podręczników zachodnich uniemożliwiają samodzielną naukę dziecka, a także, że e-podręcznik powinien być dostępny na urządzeniach mobilnych.

Piotr Borys (KO) sygnalizował, że wymogi sanitarne skutecznie ograniczyły liczbę dzieci w żłobkach i przedszkolach, przez co te stały się nierentowne dla ich właścicieli, a w przypadku placówek samorządowych niezdolne do przyjęcia takiej liczby dzieci jak przed epidemią. Co na pewno będzie skutkowało brakiem miejsc w tych placówkach. W związku z tym pytał, czy minister zamierza nieco zluzować te wymogi.

Zobacz też:Nie wszyscy mali uczniowie zmieszczą się teraz w szkołach

Magdalena Łośko (KO) dopytywała z kolei, czy MEN przewiduje podjęcie jakichkolwiek działań zmierzających do przeprowadzenia bezpłatnych testów dla wszystkich nauczycieli. Co w związku z otwieraniem szkół i zbliżającymi się egzaminami ma ogromne znaczenie nie tylko dla pracowników oświaty, ale i dzieci i młodzieży, która też przecież może się zarazić.

Zobacz też:Nauczyciele mogą udzielać konsultacji maturzystom. Ale na własny rachunek

Specjalnych kłótni nie było, chociaż nie zabrakło cierpkich słów. Wszyscy posłowie byli generalnie zgodni co do tego, że decyzja MEN o ograniczeniu działalności szkół była prawidłowa, a przejście do kształcenia zdalnego krokiem właściwym. Z obu stron padło też wiele ciepłych słów pod adresem nauczycieli i rodziców. Posłowie koalicji skupiali się jednak głównie na pozytywnych stronach działalności MEN.  

Solidne wsparcie

- Skonsumujmy to co się dokonało i spróbujmy to przenieść w przyszłość – przekonywał m.in. poseł Jacek Kurzępa (PIS).

Zbigniew Dolata (PIS) dziękując nauczycielom, podziękował także MEN, za to, że odpowiednio wcześnie podjęło decyzję o przejściu na edukację zdalną, co uratowało setki a może tysiące osób przed zachorowaniem na koronawirusa. Zauważył też, że obecnie nauczyciele są przeciążani obowiązkami sprawozdawczymi, które wymuszają na nich dyrektorzy i organy prowadzące. Dlatego apelował: nie wymagajcie do nauczycieli opisywania ich wszystkich działań, bo nie ma takiej potrzeby. MEN tego nie wymaga.   

Lidia Burzyńska (PIS) podziękowała z kolei ministrowi za przedstawienie wnikliwej informacji. Podziękowała również nauczycielom, że podjęli się trudu przekształcenia dotychczasowych form pracy na zdalne nauczanie. Przypomniała jednocześnie, że zdalne nauczanie to nie tylko lekcje online, ale również pakiety, rozmowy telefoniczne.

Na fali podziękowań minister Piontkowski podziękował również rodzicom, bez których pomocy kształcenie na odległość by się nie udało.

- Muszę też podziękować uczniom – bez ich samodyscypliny, pozytywnego nastawienia nie byłoby dobrych efektów kształcenia zdalnego. Podziękowania są również dla całego MEN – to również wasza zasługa, że polska szkoła sobie poradziła w pandemii. Przypomnę, że komunikatory istnieją od kilku lat, ale nie było przepisów umożliwiających kształcenie na odległość. Teraz to wszystko jest – w ciągu kilku dni zostały wprowadzone – mówił minister.

Jednak w odpowiedzi na pytania i obawy posłów z opozycji żadne konkrety nie padły.

Rekompensat nie będzie

Odpowiadając na pytanie, czy MEN zamierza jakoś rekompensować wydatki samorządom, minister stwierdził, że skoro 30 lat temu przekazano ogromną część kompetencji samorządom, to nie można pytać, jak rząd wynagrodzi im to, że wydają środki na realizację tego zadania. Podkreślił jednocześnie, że samorządy różnie reagowały na kolejne działania MEN – części wystarczały tylko ogólne informacje, inne zaś czekały na szczegółowe wytyczne, blokując pewne działania.

Zobacz też: Matura 2020. Szykują się długie kolejki do egzaminów

- Niestety niektórzy włodarze, zwłaszcza dużych miast, postanowili, że na złość rządowi nie otworzą przedszkoli, nie spytali rodziców nawet o to, czy z ich strony jest zapotrzebowanie na tego typu opiekę, czy nie. Tylko arbitralnie postanowili, że tego nie zrobią. Na złość rządowi zaszkodzili rodzicom i dzieciom. Na szczęście były to wypadki pojedyncze – mówił minister.

Odnosząc się do pytania o testowanie nauczycieli i – co za tym idzie - bezpieczeństwo uczniów, stwierdził, że minister edukacji nie jest ani pierwszym lekarzem, ani inspektorem sanitarnym kraju, tylko konsultuje pewne działania z ministerstwami i władzami, które są w tych sprawach kompetentne. Zgodnie z obecnymi przepisami, to lekarz decyduje, kto powinien być testowany. Zresztą to testowanie nie miałoby większego sensu – bo trzeba by było testować co trzy godziny. Poza tym dzisiaj wiadomo już, że część zaleceń WHO nie sprawdziła się.

- Państwo z opozycji nie mogą tego od nas wymagać – podsumował.

W sprawie uczniów zagubionych w systemie stwierdził, że są samorządy, które wyraźnie zdiagnozowały, ile dzieci nie uczestniczy w kształceniu zdalnym. Ale nie jest to np. Warszawa.

– Chętnie o to zapytamy prezydenta Trzaskowskiego, ile dzieci tak naprawdę nie korzysta z kształcenia na odległość i co zrobił, żeby te dzieci były widoczne w systemie – mówił.

Niedopuszczalne praktyki

Minister odniósł się również do kwestii wynagrodzeń nauczycieli. Podkreślił, że MEN od samego początku stoi na stanowisku, że nauczyciel, który pracuje zdalnie wykonuje taką samą pracę, jak w normalnym nauczaniu. I dziwne jest, że ktoś może do tego podchodzić inaczej.

- Te samorządy, które dzisiaj zaczynają szukać oszczędności i różnymi metodami próbują naciskać na dyrektorów szkół, i poprzez nadmierną biurokrację, o której mówił poseł Dolata, próbują nie dopuścić do tego, żeby nauczyciele otrzymali swoje wynagrodzenie, reprezentują postawę karygodną. Rok temu te same samorządy, kiedy nauczyciele nie pracowali, chciały im płacić, a teraz, kiedy nauczyciele wkładają ogromny wysiłek w kształcenie zdalne, zdobyli nowe umiejętności, mówią im: jesteście zbyt kosztowni. To jest niedopuszczalne – argumentował Dariusz Piontkowski.

Podkreślił, że ma nadzieję, iż związki zawodowe, które tak chętnie wspierały samorządy dzisiaj pomogą nauczycielom uzyskać należne im wynagrodzenie, nawet jeśli będzie to oznaczało pójście do sądu.   

- Wydaliśmy w tej sprawie jednoznaczne stanowisko - nauczycielom należy się pełne wynagrodzenie za płace na odległość – podkreślił Dariusz Piontkowski.

W sprawie pracy przedszkoli i żłobków stwierdził tylko, że są to placówki nieferyjne, co oznacza, że mają one organizować opiekę dla dzieci również w czasie wakacji, a odpowiedzialny za to jest samorząd. Natomiast to, czy zostaną poluzowane wytyczne sanitarne dla tych placówek, będzie zależało od sytuacji epidemicznej. Zapowiedział jednak, że kwestia ta będzie w najbliższych dniach dyskutowana.    

Odnosząc się do nowego roku szkolnego powiedział, że nie wiadomo jeszcze, co się będzie działo jesienią, ale w pewnym stopniu placówki oświatowe są już do kolejnej fali epidemii przygotowane. - Mamy już ramy prawne kształcenia zdalnego, mamy doświadczenie – mówił - mamy jednak nadzieję, że do tego czasu epidemia będzie na tyle opanowana, że 1 września będziemy mogli rozpocząć normalną prace szkoły.

Na koniec wystąpienia minister Piontkowski zaapelował, by wyciągnąć pozytywy z obecnego stanu epidemii, bo jest ich dużo, chociaż niewątpliwie wiele kwestii jest do poprawienia.  

- Tak jak poseł Kurzępa uważam, że w wyniku pandemii doszło do zacieśnienia relacji między rodzicami a nauczycielami i rodzice częściej się interesowali tym, co dzieje się z ich dziećmi, wszyscy nabyliśmy nowe umiejętności, udało się wygospodarować nowe środki także z pomocą środków unijnych na sprzęt i dostępność łączy internetowych, udało się wprowadzić nawyki higieniczne. To na pewno będą te pozytywy, które powinny pozostać po stanie epidemicznym. Spróbujmy wyciągać z tego dobre nauki, a nie patrzeć tylko na kłopoty – zakończył minister Piontkowski.

Poza systemem

Po nim głos zabrała jeszcze minister Marzena Machałek oraz Maciej Kopeć, który odniósł się m.in. do sprawy uczniów, którzy zginęli z systemu, wskazując, że zgodnie z art. 40 prawa oświatowego za zapewnienie regularnego uczęszczania dziecka do szkoły odpowiadają rodzice, natomiast za egzekwowanie tego obowiązku odpowiedzialni są dyrektor placówki i samorząd. Zauważył przy tym, że ten problem jest przez wiele osób przejaskrawiany, ponieważ również w normalnych czasach zawsze jest jakaś grupa uczniów, którzy drwią sobie z obowiązku szkolnego i nic na to nie można poradzić.