Wojtek Stankiewicz przyszedł do "Sanatorium miłości", by odnaleźć córkę. Smutny finał całej historii
Wojciech Stankiewicz (72 l.) po udziale w "Sanatorium miłości" przeszedł bardzo trudny okres. Gdy zobaczył swoje łzy na ekranie telewizora, załamał się i przestał wychodzić z domu. W jakim jest dzisiaj stanie?
Długo nie chciał ujawnić swojej wielkiej tajemnicy. Dopiero w ostatnim odcinku przyznał, po co tak naprawdę przyszedł do programu. Polały się łzy, a prowadząca rozmowę Marta Manowska długo jeszcze nie mogła go uspokoić.
- Dziś żałuję, że nie poradziłem sobie z emocjami. Zdradziłem przed milionami telewidzów powód, dla którego przyszedłem do tego programu - mówi Wojtek Stankiewicz.
Komisję od razu zaraził swoim życiowym optymizmem i poczuciem humoru. Nikt tak jak on nie potrafi uwodzić swoim osobistym urokiem. Nie przyznał się, że jest aktorem-amatorem Teatru Studio w Warszawie. Od początku dla wszystkich był Wojtkiem, chociaż w dowodzie osobistym w rubryce imię widnieje - Władysław.
To druga rzecz, o której na początku nie powiedział. Wiadomo o nim, że jest rodowitym warszawiakiem, że od kilku lat jest rozwodnikiem i że ma już dość samotnego siedzenia na balkonie, bezsennych nocy i wpatrywania się w księżyc.
- Przyjechałem do Ustronia znaleźć kobietę na deser mojego życia - deklarował. W programie nie zbliżył się jednak do żadnej.
Uczestniczki miały nawet do niego pretensje, że nie zabiegał o ich względy. Wieczorami wymieniały się uwagami, że Wojtek nie szuka partnerki, a próbuje zdobyć popularność. Zastanawiały się, co się za tym kryje?
Bardzo więc wszystkich zaskoczył, gdy ujawnił prawdziwy powód.
- Przyszedłem do programu, żeby pokazać się mojej córce. Niech zobaczy swojego ojca! - wyznał ze łzami w oczach.
Czytaj dalej na następnej stronie...
1 • 2 • 3 • Następna strona