https://www.rp.pl/apps/pbcsi.dll/storyimage/RP/20200529/PLUSMINUS/305299996/AR/0/AR-305299996.jpg?imageversion=Artykul&lastModified=
Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Piotr Gałecki: Musieliśmy wybrać, co będzie mniejszym złem

by

Czy człowiek jest gotowy, by tak długo funkcjonować pod presją, jak w czasie tej pandemii? Nie, ale to nie jest najstraszniejsza rzecz, jaka spadła na nasz gatunek. Ludzkość z tego wyjdzie - mówi prof. Piotr Gałecki, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii.

Plus Minus: O czym powinniśmy pamiętać, wychodząc po takiej przerwie z domów?

O racjonalności. Realne zagrożenie należy zderzać z obiektywną informacją. Przestrzegając zasad higieny osobistej i stosując maseczkę w miejscach publicznych, jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować. Nadawanie temu rangi, że wszędzie czai się zagrożenie, wydaje mi się przesadą.

Ale jesteśmy chwilę po tym, jak cały świat był zamknięty, bo zagrożenie czaiło się wszędzie.

Przestrzegam przed myślą, że to było coś najgorszego, co nas mogło spotkać. Powinniśmy myśleć o tym, że nieźle sobie poradziliśmy. To jest paradoksalne, ale wszystkie kraje, których służba zdrowia ma strukturę z poprzedniego systemu, poradziły sobie lepiej. Włochy nie poradziły sobie ze względu na strukturę demograficzną i szpitalnictwo. Wiem, jak wygląda tam służba zdrowia. Tam nie ma szpitali psychiatrycznych. Zachowania nie były scentralizowane i ta konstrukcja zawiodła.

Co pomogło polskiej psychiatrii?

Sam sposób funkcjonowania. Wejścia do szpitali były kontrolowane, ograniczyliśmy liczbę paczek.

Otworzył pan już gabinet?

Wczoraj.

Pacjenci bardziej rozedrgani?

Jedną z pacjentek zapytałem, co jej najbardziej przeszkadzało w tej epidemii. Ona odpowiedziała: to, że nie mogłam iść do restauracji. Brakowało nam przebywania z ludźmi. Nawet nie po to, by z nimi rozmawiać, ale po prostu obserwować czy mieć się do kogo uśmiechać.

Potrafimy w ogóle funkcjonować bez takiego otoczenia?

Brak ludzi to obiektywny stresor, który ma swoje konsekwencje biologiczne. Mamy większą aktywność wegetatywnego układu nerwowego: wzrost ciśnienia, napięcia czy redystrybucji krwi w naszym organizmie. To się dzieje poza naszą świadomością i wolą. Następuje mobilizacja prozapalnej części układu immunologicznego oraz zwiększona aktywacja osi: podwzgórze, przysadka, nadnercze, na końcu której wydzielany jest kortyzol.

Panie profesorze, a tak po ludzku...

Działa to dokładnie tam samo jak realna sytuacja zagrożenia. Przez dwa, trzy tygodnie jest to adaptacyjna reakcja, ale dłużej już nie. Osoby, które były do tego predysponowane, albo miały zaburzenia lękowe, będą znosić to gorzej.

Prowadził pan w czasie pandemii konsultacje online?

Prowadziłem.

https://static.presspublica.pl/marketing/rzeczpospolita/cce/2020/032020/koronawirus-otwarte_tresci.png

To ma swoje wady.

Na pewno nie da się pierwszej wizyty przeprowadzić przez narzędzia teleinformatyczne. To powinno być bezpośrednie badanie. Zdecydowałem się przyjąć dwóch nowych pacjentów, bo wiedziałem, że są w takiej sytuacji, że wymagają nagłej pomocy. Wszyscy zderzyliśmy się z zupełnie nową sytuacją i musieliśmy wybrać, co będzie mniejszym złem.

Wizyta online ma sporo mankamentów. Nie każdy ma w domu warunki, a w dodatku niektórzy mogą się bać inwigilacji.

Nawet pacjentom, których dobrze znałem, nie starałem się zadać takiego pytania, które by padło podczas wizyty osobistej. Nie poruszaliśmy kwestii związanych z kontaktami seksualnymi czy libido. Trudno jest o tym rozmawiać przez telefon. Sprawdzałem kluczowe rzeczy: czy nie ma objawów psychotycznych lub myśli samobójczych. Po trzech–czterech tego typu wizytach powinien się jednak pojawić kontakt osobisty.

Dlaczego?

Nikt nas nie uczył, jak oceniać stan psychiczny przy użyciu narzędzi.

Nie mam o to do nikogo pretensji, bo my też teraz tego nie robimy. To jest coś zupełnie innego niż osobisty kontakt. Ludzie się śmieją, że psychiatra nic nie mówi, bo bada kogoś przy stoliku w restauracji. Tak nie jest, ale zauważamy pewne ruchy, mimikę, tiki czy afekt.

Online trudno to zrobić.

W zasadzie się nie da. Sprawa jest prosta, gdy mamy na przykład pacjenta w manii, który opowiada, że jest szczęśliwy, bo jest bogiem. W takiej sytuacji łatwo postawić diagnozę. Jeżeli jednak mam wątpliwość, czy u 50-latki to jest otępienie czołowo-skroniowe czy depresja, to online będzie to trudno rozróżnić. Poważne zaburzenia psychiczne wiążą się z brakiem wglądu w nie. Jak pacjent ma urojenia, to nie jesteśmy w stanie mu niczego wyperswadować. Pewnie ta sytuacja wymusi powstanie standardów i zaleceń: z jakich narzędzi można korzystać. To jednak nie zdominuje psychiatrii.

A co już się zmieniło?

Nowym rozdziałem jest pojawienie się teleporady w koszyku świadczeń. To wcześniej funkcjonowało na zasadzie umowy między pacjentem a lekarzem, ale publiczna poradnia nie mogła udzielać teleporad.

Czy po jednej pandemii może przyjść następna – masowych problemów psychologicznych? Wielu specjalistów to przewiduje.

Nie wydaje mi się. Wbrew pozorom zaburzenia psychologiczne są procesami biologicznymi.

Wiele osób może odebrać to jako komunikat: to wszystko dzieje się poza nami i na nic nie mamy wpływu.

Predyspozycja do tego, jak patrzymy na świat, należy do tych rejonów mózgu, które nie podlegają naszej wolnej woli. Nie możemy ich kontrolować naszymi płatami przedczołowymi, czyli tym, czym różnimy się od innych ssaków. Jeśli ktoś, kto ma klaustrofobię, wchodzi do samolotu, to wie, że nic mu się nie stanie, ale nie kontroluje swojego ciała. Wchodzi do mnie student na egzamin – spocony, głos mu drży. Tłumaczę mu, że jeszcze nigdy nikomu dwói nie postawiłem, ale on twierdzi, że to jest silniejsze od niego.

Te obszary mózgu kształtują się maksymalnie do trzeciego roku życia. Możemy się przyzwyczaić do tego, jak sami reagujemy na dane sytuacje. Do tego jest potrzebna psychoterapia, która nie zmienia nam osobowości czy charakteru, ale może nam dodać trochę dynamiki. Dlatego tak ważny jest dobrostan dziecka. To jest trochę jak w cukrzycy. Są pewne predyspozycje, ale to nie znaczy, że ktoś na pewno zachoruje. Nie jest tajemnicą, że Afroamerykanie są często otyli i mają predyspozycję do cukrzycy. Ich przodkowie mieli mniejsze zapotrzebowanie na glukozę, by przeżyć. Ich dzieci to odziedziczyły i przy zwiększonej podaży mają większe ryzyko zachorowania.

Nie mamy wpływu, jak zareagujemy na stres?

Odbiór stresu ma istotne znaczenie, ale w takich przypadkach psychika działa w sposób adaptacyjny. Nie zauważyliśmy przyrostu zachorowań na schizofrenię czy chorobę dwubiegunową. Mamy wzrost zaburzeń lękowych u osób, które były do tego predysponowane, co może zaowocować przyrostem zaburzeń depresyjnych. Nie jest to jednak globalne zjawisko. Odczuwanie lęku i niepokoju jest wpisane w ewolucję człowieka. Na pewnych etapach i w pewnych społecznościach one mogły nawet dać sukces ewolucyjny.

Ale czy człowiek może być przygotowany na tak długie funkcjonowanie pod presją?

Czy człowiek jest gotowy? Nie, ale zawsze go to spotykało. Ludzkość z tego wyjdzie i to nie jest najstraszniejsza rzecz, jaka spadła na nasz gatunek. To jest oczywiście stresor. Mieliśmy ograniczone relacje interpersonalne. One są ważne niezależnie od tego, jaka to jest społeczność. Dzięki nim umiemy odczytywać emocje czy się komunikować.

I na dłuższą metę tak się nie da?

Byłem wczoraj na spotkaniu, na którym padło pytanie: czy introwertycy w tej sytuacji lepiej sobie radzą niż ekstrawertycy.

Potrzebują mniej ludzi wokół siebie.

Tylko introwertyk to nie jest osoba, która nie lubi ludzi. On po prostu bardziej kontroluje ten kontakt i swoją ekspresję z innymi. To nie jest tak, że on może bez nich żyć. Gdyby nie było ludzi, to on nie musiałby być introwertykiem. Ten stresor jest dość podobnie odbierany, ale na innym poziomie.

Podsumowując: to jak wychodzimy z pandemii?

Wygląda na to, że wszystko kończy się dobrze. Trudno mówić, co będzie później, ale mam wrażenie, że ludzie są z siebie zadowoleni.

W internecie aż huczy od tego, że część społeczeństwa może po pandemii czekać zespół stresu pourazowego.

Raczej nie. Ten dość powszechny pogląd wynika trochę z nierozumienia tego, czym jest stres pourazowy. PTSD (skrót od ang. posttraumatic stress disorder) dotyczy sytuacji, gdy ktoś był świadkiem albo bezpośrednio zagrażała mu utrata życia lub zdrowia. Kogoś, kto przeżył izolację i teraz wraca, mogą spotkać zaburzenia adaptacyjne, a nie stres pourazowy. To są relacje podobne do żałoby albo zawodu miłosnego. PTSD to jednostka chorobowa, która niesie ze sobą bardzo poważne konsekwencje: zmiany osobowości, uzależnienia czy próby samobójcze. To może dotyczyć pielęgniarki, która została przeniesiona do szpitala jednoimiennego i zmarły jej trzy osoby w ciągu dnia.

Nie mamy jeszcze statystyk z Polski, ale wiemy, że w Kanadzie już 47 proc. personelu medycznego zgłosiło potrzebę wsparcia psychicznego. Pytanie, czy takie problemy pracowników służby zdrowia to nie jest dziś bomba z opóźnionym zapłonem.

Może tak być. Przykrycie tych problemów przekonywaniem „jesteś lekarzem, więc musisz sobie radzić", co zresztą nie jest prawdą, może się wiązać w przyszłości z poważnymi kłopotami.

Raport ONZ mówi, że przed Covid-19 sytuacja związana ze zdrowiem psychicznym była dramatyczna, a teraz będzie jeszcze gorzej. My jesteśmy na to przygotowani?

Wydaje mi się, że tak. Funkcjonowanie poradnictwa psychiatrycznego w Polsce jest oparte na dwóch filarach: publicznej służbie zdrowia i prywatnych gabinetach. W lutym NFZ wydał raport o depresji, z którego wynika, że w 2019 roku leki przeciwdepresyjne wykupiło w Polsce 3,8 mln Polaków.

To jest szokująca liczba.

Szacuje się, że w Polsce leczy się na depresję ponad dwa miliony osób, co i tak plasuje nas w dole Europy. Z tego raportu wynika też, że rozprzestrzenienie się danych jednostek chorobowych zależy od dostępności do służby zdrowia i od stygmatyzacji danych zaburzeń w społeczeństwie.

Mamy wciąż problem ze stygmatyzacją?

Myślę, że depresji dotyczy to najmniej spośród innych zaburzeń. U osób powyżej 40. roku życia często pojawia się prośba o wypisanie recepty na sto procent, co bierze się z niesłusznego przekonania, że taka recepta nie pozwala na identyfikację. U młodszych tego nie widzę.

Postrzeganie depresji jest kwestią pokoleniową?

Zdecydowanie tak.

Wracając do sytuacji związanej z epidemią. W Hiszpanii mieliśmy sytuację, że łóżka pacjentów z problemami psychicznymi były oddawane tym z Covid-19. W Polsce takie sytuacje też miały miejsce?

Zalecenie Ministerstwa Zdrowia było takie, żeby powstały szpitale jednoimienne. Jeśli w tym szpitalu był oddział psychiatryczny, to był przeznaczony na opiekowanie się pacjentami z zaburzeniami chorymi na Covid, jak go nie było, to wojewoda wyznaczał oddział, który miał zabezpieczać tych pacjentów. 

—rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsatnews.pl

Prof. Piotr Gałecki jest psychiatrą i seksuologiem, kierownikiem Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, konsultantem krajowym w dziedzinie psychiatrii, wykładowcą Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie