Przemoc domowa. Epidemia za zamkniętymi drzwiami
by Aneta WawrzyńczakPrzez pierwsze tygodnie izolacji zgłoszeń dotyczących przemocy domowej w Polsce było nawet trzy razy więcej niż wcześniej. Wśród słabszych, bardziej narażonych na wszelkiego rodzaju agresję, są nie tylko kobiety i dzieci, ale też seniorzy.
Obserwuj. Jeśli jest taka możliwość, znajdź bezpieczne miejsce – inne niż kuchnia, garaż, łazienka. To pomieszczenia z twardą posadzką i niebezpiecznymi przedmiotami. Poinformuj dzieci, kiedy mają zastukać do zaprzyjaźnionych sąsiadów, upewnij się, że na pamięć znają numer alarmowy i adres zamieszkania, pokaż, gdzie schowany jest klucz. Pod ręką trzymaj gotowy bagaż: dokumenty, telefon i ładowarkę, pieniądze i karty, leki, szczoteczkę do zębów i bieliznę na zmianę, także – osobiste środki ochronne, np. maseczkę. W razie zagrożenia pamiętaj, żeby skulić się w rogu pokoju i zasłonić rękoma twarz i głowę.
To w skrócie tzw. osobisty plan awaryjny. Szczególnie przydatny w czasie pandemii, gdy za kurtyną izolacji, kwarantanny i dystansowania społecznego, napęczniała lękiem, stresem, frustracją i agresją czai się przemoc domowa.
Psychoza strachu
Plan został opracowany przez fundację Centrum Praw Kobiet i Feminotekę, Niebieską Linię, Instytut Psychologii Zdrowia oraz rzecznika praw obywatelskich. – Każdorazowo przytaczamy go w rozmowach interwencyjnych i konsultacjach. Od naszych klientek, dzielnicowych i pracowników socjalnych wiemy, że działa i się sprawdza, że dotarł do szerokiego grona – mówi Maja Kuźmicz, psycholożka z Niebieskiej Linii.
Do Centrum Praw Kobiet nie dociera co prawda bezpośrednio informacja zwrotna, czy rzeczywiście już komuś pomógł. Są za to konkretne historie. Joanna Gzyra-Iskandar, koordynatorka ds. komunikacji i PR fundacji, opowiada: – Kanałem internetowym trafiła do nas pani w bardzo trudnej sytuacji, doznawała przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej. Z pomocą tego planu jedna z naszych interwentek kryzysowych przeprowadziła z nią zdalnie kolejne kroki. Trafiła do naszego specjalistycznego ośrodka wsparcia.
Udało się, bo poszkodowana dotarła do sklepiku online, w którym pod przykrywką zamówienia można zgłosić przemoc domową i dyskretnie poprosić o interwencję. To pomysł licealistki Krysi Paszko, który podpatrzyła we Francji i Stanach Zjednoczonych. Sklepik uruchomiła w Święta Wielkanocne. W ciągu doby zalała ją taka fala zgłoszeń, że poprosiła o pomoc psycholożki i prawniczki z Fundacji CPK.
Wtedy ostatecznie potwierdziły się obawy sprzed kilku miesięcy, kiedy to od zagranicznych organizacji pozarządowych oraz policji docierały alarmy, że skala przemocy domowej wzrosła w czasie kwarantanny nawet o połowę. Najpierw podniosły się głosy chińskich aktywistów, później dołączyli do nich ich koledzy ze Stanów, Wielkiej Brytanii i Niemiec, ostatnio o problemie głośno mówi się we Włoszech i Hiszpanii.
W Polsce ten scenariusz się powtórzył. Z oficjalnych danych wynika, że w marcu Komenda Główna Policji zarejestrowała 5,4 tys. zgłoszeń, o tysiąc mniej niż w tym samym okresie rok wcześniej. Co innego mówią osoby bezpośrednio zajmujące się interwencjami. – Przez pierwsze tygodnie izolacji odnotowaliśmy nawet trzykrotny wzrost zgłoszeń telefonicznych, podobnie jak inne organizacje, które zajmują się przeciwdziałaniem przemocy – mówi Maja Kuźmicz. Dotyczy to również zgłoszeń drogą mailową. Przybywa nie tylko poszkodowanych kobiet, ale też dzieci i młodzieży.
Joanna Gzyra-Iskandar z CPK przyznaje, że fundacja mierzy się „z problemem, którego skalę aż trudno oszacować".
– Przypadków przemocy jest nie tylko więcej, ale dochodzą nowe jej formy i staje się ona coraz bardziej drastyczna.
Wśród słabszych, bardziej narażonych na wszelkiego rodzaju agresję w „szczególnych okolicznościach", są seniorzy. Według WHO co szósty z nich doświadcza różnego rodzaju nękania i agresji. Polskie dane, oparte na badaniach PAN z 2009 i 2015 roku, mówią nawet o 40 proc. osób starszych doświadczających przemocy. Co więcej, do tradycyjnie wyróżnianych rodzajów przemocy – czyli fizycznej, psychicznej, seksualnej i ekonomicznej – w dobie koronawirusa, zwłaszcza w przypadku seniorów, dochodzi jeszcze jedna – zdrowotna.
Prezeska Fundacji Projekt Starsi w ciągu pierwszych tygodni epidemii zaobserwowała trzykrotny wzrost liczby telefonów i zgłoszeń. – Kobieta mieszka z wnuczką i dwójką jej małych dzieci. Dzieją się tam dantejskie sceny, jest założona Niebieska Karta, wnuczka odbiera jej pieniądze, wyzywa, wszczyna awantury, dwa razy nawet ją pobiła. A dodatkowo jeszcze w czasie kwarantanny całymi dniami jeździ po znajomych w podwarszawskich miejscowościach, mimo próśb matki, która boi się o swoje zdrowie. Bo kto wie, co do domu przywloką? – opowiada jedną z historii.
Wzrostu liczby zgłoszeń nie obserwuje natomiast Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu. Mniej jest ludzi na ulicach, nie odbywają się imprezy, koncerty, większość osób siedzi w domach. – To nie znaczy jednak, że nagle znaleźliśmy się w raju i nic złego się nie dzieje. W Polsce wciąż aktualny jest, niestety, niedobry standard, że jak się jest kobietą, to trzeba liczyć się z tym, że prędzej czy później jakieś łapska się „przykleją" – zauważa radca prawny Adam Kuczyński. Z drugiej strony efektem ubocznym dystansowania społecznego jest też wycofanie emocjonalne. – Niby sobie pomagamy, robimy zakupy staruszkom, wychodzimy do innych z sercem na dłoni. A z drugiej strony demolujemy lekarzom samochody czy odwracamy głowę, jak ktoś kogoś bije na ulicy. Przez to, że ulice są opustoszałe, że żyjemy w psychozie strachu przed zarażeniem się, trzymamy się od siebie z daleka nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
Kumulacja napięć
Przemoc nie tylko eskaluje tam, gdzie już była obecna. W czasie kwarantanny pojawia się często po raz pierwszy. W pierwszym przypadku przebywanie przez większość czasu w czterech ścianach, często na niedużym metrażu, w połączeniu z poczuciem zagrożenia i napięcia związanymi z niepewnością co do przyszłości i pracy, oznacza więcej „okazji" do jej stosowania, mniejszą szansę ucieczki i przeczekania na zakupach, u koleżanki, na placu zabaw czy w pracy. – Również w rodzinach, gdzie dochodzi do niej po raz pierwszy, najczęściej jest to wynik kumulacji różnych napięć i tego, że ludzie generalnie coraz gorzej radzą sobie z nadmiarowym obciążeniem, stresem, obawami o zdrowie i pieniądze. Wreszcie: często nie bardzo wiemy, jak być z najbliższymi przez 24 godziny na dobę, bo w dzisiejszych czasach jest to sytuacja nietypowa. Te napięcia i nieporozumienia czasami są, niestety, rozładowywane w sposób agresywny – mówi Maja Kuźmicz.
Takie wnioski wyciąga również prezeska Fundacji Projekt Starsi, której ostatnie interwencje i rozmowy potwierdzają najczęściej obserwowany jeszcze przed epidemią schemat: wśród seniorów statystyczna ofiara przemocy domowej to kobieta w wieku 70+, mieszkająca z około 50-letnim synem bez pracy, najczęściej uzależnionym od alkoholu lub innych substancji. – W takiej sytuacji zazwyczaj dochodzi jednocześnie do przemocy ekonomicznej i psychicznej, zastraszania, wyzwisk, a nawet bicia – mówi Magdalena Rutkiewicz.
Oficjalnie jednak Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w odpowiedzi na zapytania i apele rzecznika praw obywatelskich 4 maja stwierdziło, że „przeprowadzone przez Agencję Praw Podstawowych UE badania pokazały, że Polska jest krajem o najmniejszej skali przemocy wobec kobiet spośród krajów Unii Europejskiej", a jednocześnie istnieje u nas „zintegrowany system wsparcia osób doznających przemocy w rodzinie i działa szereg instytucji udzielających pomocy osobom krzywdzonym". Moi rozmówcy podkreślają, że na wiarygodność statystyk wpływa między innymi to, jak skonstruowane i egzekwowane jest prawo, jaki jest zasięg i zakres oferty wsparcia i pomocy ze strony organizacji publicznych i pozarządowych, ale także cała otoczka kulturowa podejścia do przemocy domowej. Wciąż często panuje przekonanie, że brudy należy prać we własnym domu. – Zdecydowanie, jest to silnie zakorzenione. Ale przemoc jest przestępstwem i musi być adekwatnie karana. Wciąż jednak walczymy, żeby coraz więcej osób miało taką świadomość – przyznaje Joanna Gzyra-Iskandar. Jej brak to jedna z odpowiedzi na pytanie, dlaczego jedynie część osób doznających przemocy domowej zgłasza się po jakąkolwiek pomoc. Pozostali nie wiedzą, gdzie jej szukać, nie dopuszczają do siebie myśli, że mają problem – albo go bagatelizują, „przecież tylko mnie popchnął na ścianę, nie uderzył". Wciąż niska jest również świadomość, że przemoc to nie tylko bicie, ale też ubliżanie, nękanie, wyzywanie, pozbawianie pieniędzy, niewłaściwe dotykanie. Jest też wstyd, że nie udaje się sobie samemu poradzić z tym problemem, że jest się słabym albo, co szczególnie częste wśród seniorów, że tak się przecież to dziecko czy wnuka wychowało. – Do całego bagażu stresu i cierpienia dochodzi więc poczucie winy – podkreśla Magdalena Rutkiewicz.
Kryzys epidemiologiczny i w efekcie gospodarczy sprawił, że całe rzesze ludzi żyją w permanentnym stresie i strachu – o zdrowie, najbliższych, pracę, co do garnka włożyć i z czego zapłacić ratę kredytu. To powoduje narastanie napięcia, dla którego nie ma zwykle konstruktywnego ujścia. Nie można swobodnie pójść sobie pobiegać, do siłowni, kina, parku czy spotkać się z kumplami. Złe emocje kumulują się. I znajdują ujście w agresji i przemocy wobec słabszych najbliższych: żony, męża, dzieci, rodziców. – To wszystko powoduje, że pogarsza się zarówno stan psychiczny sprawców, którzy nasilają ataki na ofiarę, jak i samych ofiar – mówi Magdalena Rutkiewicz. – Są pewne predyspozycje, które zwiększają prawdopodobieństwo agresywnych zachowań: nieumiejętność radzenia sobie ze stresem i emocjami, doświadczenia związane z uzależnieniem, kwestie systemu wychowawczego, w którym dorastaliśmy – zauważa.
– Istotne jest również to, że przebywanie niemalże cały czas z osobą, która ma takie skłonności, stwarza po prostu więcej okazji do zaistnienia przemocy – zauważa Joanna Gzyra-Iskandar. Wcześniej znacznie więcej było sposobności do tego, żeby od zagrożenia uciec: do szkoły, pracy, koleżanki, na spacer. – Teraz tej możliwości nie ma – mówi. A Maja Kuźmicz dodaje: – Warunki pandemii to jest szklarnia dla przemocy domowej.
Lekceważony problem
W podobny sposób co sklepik internetowy działa aplikacja stworzona przez Komendę Główną Policji i rekomendowana przez MRPiPS. Dla niepoznaki przypomina pulpit przeciętnego smartfona, zawiera jednak masę informacji, co robić, gdzie zgłosić się po pomoc. Ale nie tylko – to także bardzo wygodne narzędzie do gromadzenia dowodów: notatek, zdjęć, nagrań audio i wideo. W razie niebezpieczeństwa można szybko wyjść z aplikacji. – To jest duże ułatwienie dla ofiar. Za jej pośrednictwem mogą łatwo i szybko wezwać pomoc, znaleźć ośrodek czy schronisko najbliżej miejsca zamieszkania, gromadzić dowody. Wiele naszych klientek informuje, że już sama świadomość tego, iż gdzieś pod ręką mają jakąś instrukcję czy chociażby kontakt do kogoś, kto może pomóc, często wywołuje u nich zwiększenie poczucia bezpieczeństwa i choćby minimalnej kontroli nad sytuacją – mówi Maja Kuźmicz.
Nie wszyscy mogą doświadczyć jej zalet. Większość osób starszych korzysta bowiem głównie z telefonu stacjonarnego, komórki z prostą obsługą i dużymi klawiszami, a jeśli ze smartfona – to w podstawowym zakresie. – W naszej grupie wsparcia na szesnaście osób około dziesięć ma komórki, ale z internetu potrafią korzystać dwie, góra trzy. Im ktoś jest starszy, mniej sprawny fizycznie, bardziej przykuty do domu – i tym samym do sprawcy – tym bardziej cyfrowo wykluczony – mówi Magdalena Rutkiewicz.
Pandemia utrudnia korzystanie z aplikacji. Jak opowiada rzeczniczka CPK, niektóre klientki fundacji już na początku kwarantanny zgłosiły, że nie będą na razie utrzymywać kontaktu, bo „sprawcy wzmocnili mechanizmy inwigilacji i kontroli".
Czas epidemii zmniejsza szanse na skuteczne wezwanie interwencji czy złożenie zawiadomienia, w tym także wszczęcia procedury Niebieska Karta. Do CPK docierają zgłoszenia, że w odpowiedzi na prośbę o interwencję zwłaszcza kobiety słyszą: „proszę się dogadać", „przecież to kłótnia domowa", „nie mogą państwo sami tego załatwić?", „może pani spróbuje unikać męża?", „nie może pani zamknąć się w drugim pokoju?". – Dla niektórych funkcjonariuszy koronawirus i dodatkowe obowiązki stały się rodzajem pretekstu, by nie interweniować – uważa Joanna Gzyra-Iskandar. Ale i przyznaje: – Takie argumenty i próby przekonywania kobiety słyszą już od dawna. Funkcjonariusze często nie są odpowiednio przeszkoleni, nie wiedzą, jak reagować na takie sytuacje, nie rozumieją mechanizmów przemocy domowej.
Problem znany jest też w Niebieskiej Linii. – Interwencje dotyczące przemocy domowej są często traktowane jako problem drugiego rzędu. Z informacji od naszych klientek wynika, że nierzadko, zwłaszcza w czasie pandemii, zostają pozostawione same sobie, muszą długo czekać na interwencję – o ile w ogóle jest szansa jej podjęcia, bo nieraz policjanci zniechęcają klientki, dając im tzw. dobre rady – potwierdza Maja Kuźmicz.
Może to wynikać ze strachu, w wielu komisariatach brakuje środków ochrony osobistej. Ale zdaniem moich rozmówców to także efekt panującej kultury i przekazu międzypokoleniowego. – W bardzo wielu domach pokutuje przekonanie, że mężczyzna ma prawo do seksu. A że kobieta akurat nie ma ochoty? Musi się przemęczyć, jakoś to znieść. I nawet nie myśli, żeby komukolwiek to zgłaszać, bo żyje w przekonaniu, że „wszyscy tak mają". O tym się też nie rozmawia, bo o czym tu gadać? – mówi na przykład Adam Kuczyński.
Może funkcjonariuszom pomoże nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego, w którym zapisano nakaz natychmiastowego opuszczenia miejsca zamieszkania przez sprawcę, nakładany przez policjanta bądź żandarma wojskowego na 14 dni. To krok naprzód, choć nie milowy, tym bardziej że przepisy wejdą w życie za prawie pół roku. – Natychmiastowa ochrona osoby poszkodowanej i odizolowanie jej od sprawcy to pierwsze i najważniejsze, co trzeba zrobić, gdy dochodzi do przemocy – podkreśla Joanna Gzyra-Iskandar. – Jak na razie to właśnie ofiara, często z dziećmi wybudzanymi w środku nocy, musi szukać schronienia, pukać do rodzin, znajomych bądź schronisk. Dla niej jest to dodatkowy niepotrzebny stres i wstyd.