Nowy dyrektor Trójki dla "DGP": Wiem, że mnie odstrzelą
– Za chwilę zostanę uznany za pożytecznego idiotę, który ma misję ocieplenia wizerunku władzy, albo naiwniaka, który uwierzył w dobre słowo, zapewnienia polityków czy członków Rady Mediów Narodowych. Z drugiej strony, dlaczego mam nie wierzyć? – mówi Kuba Strzyczkowski w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną".
Kuba Strzyczkowski był pytany m.in. o przyszłość Marka Niedźwieckiego, o to, czy wróci do Radiowej Trójki. Nowy dyrektor radia przyznał, że jest w stałym kontakcie z dziennikarzem i ma nadzieję na jego powrót do prowadzenia kultowej listy przebojów już w czerwcu. Dopytywany, czy "będzie go ratował?", odpowiedział: "Już ratuję".
– Jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym. (...) On to wszystko straszliwie przeżywa. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, skończyło się tym, że obaj płakaliśmy – przyznał w rozmowie z "DGP". – Płakaliśmy, bo splot niebywałych wydarzeń doprowadził do tego, że coś, co było dla nas bardzo ważne, w zasadzie nie istnieje. To nie był płacz nad sobą, to był płacz nad Trójką – tłumaczył.
Ujawnił również, że otrzymał "w spadku" od pełnomocnika Marka Niedzwieckiego wezwanie do "przeprosin za poważne naruszenie dóbr osobistych". – Dostałem to wezwanie w spadku. Przeprosin domaga się też od zarządu Polskiego Radia – dodawał.
– Od początku deklarowałem, że jako dyrektor przeproszę Marka i że będzie to miało moc prawną. Nie ukrywam, że chciałbym, by zarząd też przeprosił – podkreślił. Zaznaczył również, że nie ma w tej sprawie żadnego wpływu na decyzje prezes Polskiego Radia czy byłego dyrektora Trójki.