https://pliki.portalsamorzadowy.pl/i/16/08/81/160881_r0_940.jpg
Michał Olszewski, wiceprezydent stolicy broni pracowników warszawskiego Urzędu Pracy (fot. mat. UM Warszawa)

Atak na warszawski Urząd Pracy ma podłoże polityczne – komentuje wiceprezydent Michał Olszewski

by

Władze Warszawy za „duże nadużycie” uznały płynące z rządu opinie o tym, iż stolica zwleka z niesieniem pomocy przedsiębiorcom, a tamtejszy urząd pracy zbyt wolno rozpatruje wnioski o pożyczkę. Urzędnicy ratusza mówią wręcz o manipulacji danymi i podkreślają, że nie można porównywać miast, które mają zupełnie inną sytuację.


- Miasto Warszawa nie może zwlekać z niesieniem pomocy przedsiębiorcom – mówiła podczas poniedziałkowego (25 maja) briefingu prasowego Marlena Maląg, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, nawiązując w ten sposób do swego wcześniejszego apelu do prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego o przyspieszenie rozpatrywania wniosków o pożyczkę.

- Warszawa nadal znajduje się na końcu zestawienia aktywności urzędów pracy. Rozpatrzono tutaj jedynie 11 proc. wniosków – podkreśliła minister oferując prezydentowi stolicy pomoc w obsłudze wniosków.

Czytaj: Maląg: najwięcej wniosków o pożyczki rozpatrzono na Podlasiu, a najmniej na Mazowszu

– Oprócz wsparcia na obsługę wniosków, udzielimy Warszawie także wsparcia technologicznego poprzez nasze rządowe służby informatyczne, które już wielokrotnie pokazywały, że umieją sobie poradzić z obsługą dużej ilości wniosków – zadeklarowała minister Maląg. Podobny zarzut (tj. zbyt wolnego tempa rozpatrywania wniosków) skierowała również pod adresem Poznania. Pochwaliła natomiast Łódź, Szczecin, Gorzów Wielkopolski, Wrocław i Katowice.

- Nie ma i nie będzie naszej zgody, aby dyskredytować pracowników Urzędu Pracy m.st. Warszawy, którzy dzisiaj wykonują tytaniczną pracę, aby rozpatrzyć wnioski, które cały czas wpływają. Nie ma zgody, aby wykorzystywać ich wysiłek i atakować dla celów politycznych – zareagował na te słowa Michał Olszewski, wiceprezydent stolicy.

Jak argumentuje stołeczny ratusz, porównania, jakich dopuścili się w tym kontekście przedstawiciele rządu są dużym nadużyciem. Wskazują, że warszawski Urząd Pracy ma mniej urzędników (255) niż trzykrotnie mniejsza Łódź (292), choć w stolicy jest cztery razy przedsiębiorców, którzy mogą złożyć wnioski. Urzędnicy wyliczają, że według danych na 30 kwietnia, w Warszawie jest ponad 440 tys. firm, które są uprawnione do uzyskania wsparcia w ramach tarczy antykryzysowej, a ponadto do stołecznego urzędu pracy, poza firmami, które są zarejestrowane w stolicy w rejestrze REGON, wnioski składają również firmy, które prowadzą tu swoją działalność oraz te, które prowadzą działalność w całym kraju. Dla porównania w Krakowie takich firm jest 142 tysiące, we Wrocławiu – blisko 120 tys., w Poznaniu – 111 tys., w Łodzi – 90 tys., a w Gdańsku – 77,5 tys.

- W ciągu miesiąca, pomiędzy 16 kwietnia a 16 maja, wpłynęło do warszawskiego urzędu pracy ponad 80 tys. wniosków w ramach tarczy. To jest dokładnie trzy razy, ile warszawski urząd pracy otrzymuje rocznie – informuje stołeczny ratusz. Jak wylicza, do 27 maja w Warszawie rozpatrzonych zostało blisko 21,5 tys. wniosków, co oznacza prawie 100 mln zł wypłacone warszawskim przedsiębiorcom.

Zobacz: Potrzeba współpracy pomiędzy rządem a samorządem. Dla dobra gospodarki

Warszawski ratusz wytyka również rządowi, iż doskonale wiedział o tym, że liczba wniosków, które może otrzymać warszawski Urząd Pracy przerośnie organizacyjną możliwość prowadzenia normalnej ich weryfikacji przez urzędników. Jak piszą urzędnicy, 4 kwietnia wystąpili do Ministerstwa z informacją, żeby zmienić przepisy Ustawy o pracownikach samorządowych tak, aby część zadań, które dzisiaj realizują powiatowe urzędy pracy, mogły realizować inne jednostki miasta, zaś trzy dni później wskazali zapis w ustawie, który trzeba zmienić ministrowi spraw wewnętrznych.

Po kolejnym monicie w tej sprawie przedłożonym pod koniec kwietnia 12 maja mieli otrzymać pismo z informacją, że taka zmiana nie jest potrzebna. Ostatecznie, jak zwraca uwagę ratusz, 20 maja Rada Ministrów przyjęła postulowaną propozycję, a 27 maja, w Sejmie nastąpiło pierwsze czytanie ustawy z tą poprawką.

– Skandaliczne jest to, że jeśli my proponujemy zmianę, która nic nie kosztuje rządu, bo dotyczy wyłącznie tego, aby prezydent mógł delegować pracowników w sposób elastyczny do realizacji zadań i w 3 dni po uruchomieniu systemu mówimy, co należy zmienić w przepisach, a Ministerstwo nas zbywa, po czym nagle panicznie dokonuje zmiany – podkreślił Michał Olszewski.