Kilka spostrzeżeń po meczu z Miedzią - W końcu wrócili
by Marcin SzymczykPiłkarze Legii wrócili do gry i wygrali - w Legnicy z Miedzią. Wynik 2:1 nie odzwierciedla przebiegu wydarzeń na boisku. Legioniści mieli dużą przewagę, a o losach awansu w pojedynkę mógł przesądzić Walerian Gwilia. Był jednak, podobnie jak koledzy, bardzo nieskuteczny. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.
Wrócili – Piłkarze Legii ostatni mecz o stawkę rozegrali 8 marca z Piastem Gliwice. Dzień Kobiet nie był zbyt udany dla legionistów – przegrali 1:2 z Piastem Gliwice. Później wybuchła pandemia, wszelkie rozgrywki sportowe zostały zawieszone. Zawodnicy trenowali w domach, potem w grupach, aż w końcu wrócili. Dzień Matki okazał się dla graczy Aleksandara Vukovicia dobrym dniem. „Wojskowi” po 76 dniach przerwy wrócili na boiska i wygrali 2:1 z Miedzią w Legnicy zapewniając sobie awans do półfinału Pucharu Polski. Tym samym wykonany został pierwszy z czternastu kroków do zdobycia podwójnej korony. Zakładając, że Legia dojdzie do finału rozgrywek tysiąca drużyn, graczy czeka jeszcze trzynaście spotkań do rozegrania.
Reżim sanitarny – Rozegranie meczu w Legnicy było pierwszą oznaką powrotu do normalności, ale mecz odbył się w pełnym reżimie sanitarnym. Legioniści pojechali na mecz piętrowym autokarem aby zachowane zostały odpowiednie odległości między pasażerami. Zamieszkali w hotelu, gdzie mieszkali w pokojach jednoosobowych i mieli ograniczony do minimum kontakt z personelem. Godzinę przed meczem zawodnicy pojawili się na murawie w maseczkach – gospodarze w barwach klubu, zaś goście mieli spersonalizowane z numerami jakie normalnie noszą na koszulkach. Na przerwę pierwsza zeszła do szatni jedenastka Legii, gracze Miedzi musieli poczekać na swoją kolej. Dopiero później boisko mogli opuścić zawodnicy z ławek rezerwowych i sztab szkoleniowy – wszyscy poza boiskiem musieli mieć zasłoniętą twarz. Trybuny bez kibiców, na krzesełkach zasiadło jedynie 15 dziennikarzy i 10 fotoreporterów oraz ludzie niezbędni do prawidłowej organizacji meczu – ochroniarze czy personel techniczny. Po meczu dziennikarze nie mogli osobiście porozmawiać z trenerami i piłkarzami, wszystko odbywało się za pomocą Internetu.
Aktywny Gwilia, świetny Vesović – Gruzin jest najbardziej eksploatowanym graczem pierwszego zespołu. Walerian Gwilia opuścił jak dotąd tylko jedno spotkanie z Puszczą Niepołomice w 1/16 finału Pucharu Polski. W tym sezonie wystąpił już w 37 spotkaniach – zdobył 7 bramek i zanotował 9 asyst. Jednego gola strzelił we wtorek – popisał się kapitalnym, mierzonym uderzeniem pod poprzeczkę i dał prowadzenie Legii. Jednak później był ze skutecznością na bakier – pod koniec pierwszej połowy meczu z bliska trafił w słupek. Uderzył na siłę, zamiast technicznie, co w żołnierskich słowach skomentował trener Aleksandar Vuković. Na początku drugiej odsłony również „Vako” znalazł się w kapitalnej sytuacji, ale huknął obok bramki. Szkoda, bo mógł o losach awansu zdecydować w pojedynkę. Najlepszy na placu gry był za to Marko Vesović. Aktywny, wszędobylski, grający bardzo ofensywnie. Dobrze współpracował z Pawłem Wszołkiem. Miał ogromny udział przy drugim golu, gdy idealnie dośrodkował na głowę Jose Kante. Mógł też trafić do siatki, ale jego próba zaskoczenia bramkarza strzałem piętą okazała się nieskuteczna. „Veso” napędzał ataki zespołu, rywale nie mieli pomysłu na to by go zatrzymać zgodnie z przepisami. W kolejnych spotkaniach może być kluczowym graczem zespołu.
Debiut Muzyka – W meczu z Miedzią nie mogli wystąpić Radosław Cierzniak (kontuzja pleców – wznowił już treningi, ale ból powrócił) oraz Radosław Majecki – (stłuczenie okolic biodra, ma być gotowy na mecz z Lechem). Tym samym w bramce stanął absolutny debiutant, Wojciech Muzyk. Dobrze wszedł w mecz, wyłapał kilka dośrodkowań. Miał też szczęście, piłka po uderzeniach rywala dwukrotnie obijała konstrukcję bramki. Gdy wydawało się, pierwszy mecz będzie mógł zaliczyć do udanych, popełnił jednak błąd. W końcówce spotkania do dogranej w pole karne piłki wyszedł, ale się zawahał i zatrzymał. Zaskoczyło to nieco obrońców, między którymi doszło do nieporozumienia. To wszystko wykorzystał Paweł Zieliński z łatwością pakując piłkę do siatki. Młody bramkarz był świadomy, że zawalił. Gdy wychodzi do piłki na piąty metr, nie może w połowie drogi zmienić zdania. – Końcówka meczu była nieco senna, dostarczyłem więc lekkich emocji – skwitował pół żartem, pół serio po spotkaniu Muzyk.
Starcie z Lechem Poznań w tle – Skład Legii na pewno mógł nieco zaskakiwać. Kapitanem zespołu został Mateusz Wieteska, który zastąpił na murawie nominalnego kapitana i lidera zespołu, Artura Jędrzejczyka. W środku pola zamiast mającego dotąd pewne miejsce Andre Martinsa obejrzeliśmy Bartosza Slisza, na pozycji numer „dziesięć” nie było Luquinhasa, ale Walerian Gwilia, zaś na lewej stronie boiska Mateusz Cholewiak. - Przygotowując się do meczu z Miedzią braliśmy pod uwagę to, co czeka nas w sobotę. Możliwość niewystawiania od pierwszej minuty takich graczy jak Martins, Jędrzejczyk, Pekhart czy Luquinhas zmniejsza ryzyko z ewentualnymi kontuzjami przed spotkaniem w Poznaniu. Przypominam, że z Lechem za kartki nie będą mogli zagrać Kante i Wszołek, a gry z powodu urazów wypadli Novikovas i Rosołek. Gdybyśmy dziś stracili Luquinhasa czy Pekharta, to znaleźlibyśmy się w bardzo trudnej sytuacji – tłumaczył po meczu Aleksandar Vuković.