Przegląd prasy: Wraca normalność, Legia w półfinale
by Marcin SzymczykPrasa sportowa w środę opisując mecz Miedzi z Legią skupia się na powrocie do normalności i zasłużonym awansie Legii do półfinału Pucharu Polski. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd Sportowy - Piłka w grze, Legia z awansem; Wraca normalność; Super Express - Legia stopiła Miedź; Gazeta Wyborcza - 79 dni przerwy i starczy. Legia wróciła do gry i wywalczyła awans; Fakt - Pierwszy mecz w czasie pandemii za nami. Legia w półfinale Pucharu Polski; Polska The Times - Polska piłka wróciła.
Przegląd Sportowy - We wtorek cała sportowa Polska patrzyła na Legnicę, choć akurat trybuny stadionu Miedzi świeciły pustkami. Ale to właśnie w tym miejscu, po 76 dniach przerwy, w naszym kraju został rozegrany mecz piłkarski. Stawką był awans do półfinału PP, ale tym razem znacznie ważniejsze było to, że piłkarzom wreszcie udało się wrócić na boiska, dzięki czemu wszyscy mamy poczucie, że razem z nimi do publicznej przestrzeni wróciła namiastka normalności sprzed pandemii.
W takich okolicznościach przyrody byliśmy w stanie przymknąć oko na błędy i wybaczyć niedoróbki. Ale obie drużyny zagrały tak, jak należało się spodziewać po przymusowym poście: z pomysłem i w niezłym tempie, przy czym każda na miarę możliwości. Legia już w pierwszych pięciu minutach oznaczyła swoje terytorium i było ono rozciągnięte aż pod bramkę gospodarzy. Pierwszoligowcy próbowali dawać rywalowi odpór, po strzałach Patryka Makucha oraz Jakuba Łukowskiego piłka trafiała w poprzeczkę bramki, której pilnował debiutujący w stołecznym klubie 21-letni Wojciech Muzyk.
Zaraz potem wydarzyła się sytuacja, która ustawia dalszy przebieg gry. Najpierw Jose Kante nacisnął na próbującego wyprowadzić piłkę Josipa Śoljicia. Chorwat nie wiedział, co zrobić i stracił piłkę, a Gwinejczyk zdołał ją odegrać do Waleriana Gwilii. Gdyby Łukasz Załuska trzymał się linii bramkowej, może nie dałby się zaskoczyć, ale on akurat zrobił kilka kroków do przodu. Gruzin przyłożył się do strzału i bramkarz Miedzi był bez szans. Gwilia zachował się jak profesor, ale w dwóch innych fantastycznych okazjach z bliższej odległości nie trafił w bramkę. W drugiej połowie udało się to Mateuszowi Cholewiakowi, który nie pierwszy raz pokazał, że w polu karnym potrafi doskakiwać do zgubionej przez rywali piłki. Przypomniał też, że dobrze się czuje na... pustych stadionach. Do tej pory najlepszy mecz w ekstraklasie zagrał w grudniu, jeszcze w barwach Śląska, w starciu z Lechem (1:1), kiedy trybuny też były zamknięte.
Super Express - Wprawdzie pierwszoligowiec miał apetyt na awans do kolejnej fazy, ale przeważyło doświadczenie lidera ekstraklasy. Legia pokonała 2:1 na wyjeździe Miedź Legnica w zaległym meczu 1/4 finału Pucharu Polski. Tym samym zapewniła sobie promocję do półfinału tych rozgrywek.Pierwszą bramkę na polskich boiskach po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa zdobył Walerian Gwilia. Pomocnik warszawskiej drużyny zaskoczył bramkarza gospodarzy Łukasza Załuskę uderzeniem zza pola karnego. W ten sposób uczcił dzień niepodległości Gruzji. Pod koniec pierwszej połowy miał kolejną1 wymarzoną okazję, ale z bliska zamiast do siatki gospodarzy trafił w słupek. Po przerwie warszawianie szybko rozstrzygnęli sprawę promocji, gdy wynik podwyższył Mateusz Cholewiak. Trener Aleksandar Vuković nie mógł w tym spotkaniu skorzystać z Radosława Cierzniaka i Radosława Majeckiego, którzy podczas przygotowań doznali urazów. W tej sytuacji w bramce klubu ze stolicy zadebiutował Wojciech Muzyk. W końcówce Legia grała w osłabieniu, bo czerwoną kartkę dostał Igor Lewczuk.
Gazeta Wyborcza - 79 - tyle dni minęło od ostatniego oficjalnego meczu Legii. - Tęskniłem. Nie mogłem robić tego, co kocham najbardziej. Gram od dziecka. To najdłuższa przerwa od piłki, jaką miałem w życiu - mówił w niedzielę "Wyborczej" jej piłkarz Walerian Gwilia. We wtorek licznik w końcu się zatrzymał, bo polski futbol powrócił. Pierwsze spotkanie po przerwie legioniści rozegrali w Legnicy z Miedzią, w ćwierćfinale Pucharu Polski. Bez fanów, dopingu, wywiadów, chłopców do podawania piłek, ochrony i całej otoczki.
Były piłkarz i komentator Polsatu Sport Paweł Golański przyznał jednak, że po legionistach nie było widać tak długiego rozbratu z futbolem. Nad pierwszoligowcem od początku mieli zdecydowaną przewagę, nie brakowało im sił czy obycia z piłką. A efektownym golem już w 17. minucie potwierdził tę przewagę właśnie Gwilia. Obrońcy Miedzi w tej akcji popełnili błąd przed własnym polem karnym. Piłkę przejął José Kanté, oddał ją Gruzinowi, a ten huknął zza pola karnego w samo okno. Były bramkarz Legii, a dziś Miedzi 37-letni Łukasz Załuska był bez szans.
Legia straciła Igora Lewczuka, którego sędzia Bartosz Frankowski wyrzucił z boiska za brutalny faul. A w samej końcówce, grając w osłabieniu, również gola. W 88. minucie honorowe trafienie zaliczył Paweł Zieliński. Ale na więcej, choć sędzia doliczył aż siedem minut, zabrakło Miedzi czasu. Legia na Dolnym Śląsku wypełniła plan - awansowała do półfinału Pucharu Polski i czeka już na mecz z Lechem w lidze. Szlagier ekstraklasy zostanie rozegrany w sobotę o g. 20 w Poznaniu.
Fakt - Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia Legii. Na 2:0 podwyższył Mateusz Cholewiak, który okazał się najsprytniejszy w polu karnym Miedzi. Chwilę wcześniej Jose Kante uderzył w słupek. Gospodarze, mimo niekorzystnego rezultatu, nie kwapili się do szaleńczych ataków. Szczęścia próbowali w strzałach z dystansu. Od 80. minuty Legia grała w osłabieniu. Igor Lewczuk sfaulował Omara Santanę, za co zobaczył czerwoną kartkę. Wejście obrońcy było na tyle ostre, że hiszpański pomocnik nie był w stanie kontynuować gry. Miedź wykorzystała grę w przewadze. W 88. minucie kontaktową bramkę zdobył Paweł Zieliński. Pierwszoligowcy starali się doprowadzić do dogrywki, ale Wojciech Muzyka nie dał się już pokonać.
Polska the Times - Puszcza Niepołomice, Widzew Łódź i Górnik Łęczna - droga zespołu Aleksandara Vukovicia do ćwierćfinału Totolotek Pucharu Polski nie była jak dotąd zbyt trudna. Nie inaczej było w ćwierćfinale, gdzie przyszło im zagrać z drugoligową Miedź Legnica, ale wojskowi pokazali, że nie lekceważą klubów z niższych lig. We wtorek ich rywalem byli nie tylko piłkarze gospodarzy, ale i własne organizmy, które musieli przygotować w czasie przerwy związanej z pandemią.
Najpierw Jakub Łukowski uderzył piłkę z rzutu wolnego tuż obok spojenia bramki strzeżonej przez Wojciech Muzyka. Legioniści odpowiedzieli wręcz natychmiast. Błąd rywali wykorzystał Jose Kante, który wyłuskał piłkę i zagrał ją przed pole karne do Waleriana Gwilli, a były pomocnik Górnika Zabrze umieścił ją w siatce. Gol Gwilli z pewnością cieszy go podwójnie, gdyż zrobił to w dzień rocznicy odzyskania niepodległości przez Gruzję. Legia powinna schodzić do szatni z dwubramkową przewagą, ale pod koniec pierwszej odsłony potężny strzał Gwilii z pięciu metrów trafił w słupek. Druga połowa zaczęła się dla Legii jak marzenie. Już w 49. minucie było 2:0. Do dośrodkowania Marko Vesovicia doszedł Kante, ale po jego strzale futbolówka zatrzymała się na słupku. Trzeźwość umysłu zachował rezerwowy Mateusz Cholewiak i trafił do siatki.