Internetowy troll słono zapłaci za zakłócenie zdalnej pracy
by Agata ŁukaszewiczZa zakłócenie zdalnej pracy szkół, sądów, kancelarii i firm będą grzywny. Nie wiadomo tylko, kto ma ścigać sprawców.
W tarczy 4.0 Ministerstwo Sprawiedliwości chce zmienić kodeks wykroczeń, by polepszyć ochronę użytkowników zdalnej komunikacji, która stała się powszechna w czasie epidemii w wielu dziedzinach życia oraz działalności. Chodzi o internetowe czaty, zajęcia online w szkołach i na uczelniach, wideokonferencje w kancelariach prawnych i firmach, a czasem też posiedzenia sądów. Wbicie się na taką wideokonferencję ma sporo kosztować niezaproszonych.
Patologia z karą
W kodeksie wykroczeń ma się pojawić nowy art. 107a.
Na jego mocy osoba, która nieuprawniona włączy się w transmisję danych prowadzoną przy użyciu systemu teleinformatycznego, udaremni ją albo utrudni użytkownikowi systemu przekazywanie informacji, narazi się na karę – ograniczenia wolności lub do tysiąca złotych grzywny. W noweli pojawia się też § 2. Ten stanowi, że kiedy sprawca takiego czynu użyje słów powszechnie uznanych za obelżywe lub dopuści się innego nieobyczajnego wybryku, zapłaci trzy razy więcej – 3 tys. zł.
Czytaj też:
Zdalne rozprawy w wojewódzkich sądach administracyjnych ruszą już w czerwcu
Trolle i hakerzy atakują wideokonferencje. Ofiarą duża polska firma
Wyjątkowo perfidny pomysł hakerów. Wykorzystują koronawirusa
Jakie są argumenty za zmianą?
„Ochrona niezakłóconego przebiegu zdalnej komunikacji" – pisze w uzasadnieniu resort sprawiedliwości.
I argumentuje, że, po pierwsze, nowe technologie informatyczne umożliwiają włamania m.in. na internetowe czaty, wideokonferencje, transmisje lub zdalnie prowadzone formy nauczania i edukacji onlinie.
Po drugie, poważnym problemem jest tzw. patostreaming, czyli rozpowszechnianie za pomocą serwisów internetowych zachowań powszechnie uznawanych za dewiacje społeczne (libacje alkoholowe, przemoc, treści pornograficzne lub quasi- pornograficzne).
Po trzecie, szerząca się działalność tzw. trolli internetowych, czyli osób, które utrudniają korzystanie z internetu, kierując się jedynie wewnętrzną potrzebą wywołania negatywnych emocji u innych użytkowników przez szeroki wachlarz antyspołecznych zachowań.
Wszystkie te argumenty, zdaniem autorów, przemawiają za uzupełnieniem kodeksu wykroczeń. Czy tak jest rzeczywiście?
Kłopotliwy link
Adwokat Tomasz Darkowski dostrzega zalety tej regulacji i tłumaczy, że trzeba rozróżnić wykroczenie od przestępstwa. To pierwsze (wykroczenie) nie musi się wiązać z przełamywaniem systemu, co byłoby już przestępstwem. Wyobraźmy sobie, że ktoś np. przez pomyłkę wejdzie w posiadanie linku do jakiegoś służbowego spotkania czy lekcji online prowadzonej przez szkołę i tą drogą będzie zakłócał lekcje. Podobnie sprawa się ma z rozprawami czy posiedzeniami online prowadzonymi w otwartej komunikacji.
Adwokat Bartosz Przeciechowski rozumie proponowaną kwalifikację jako żółtą kartkę dla sprawcy włączenia się w transmisję online w celu jej zakłócenia czy udaremnienia, ale bez włamania do systemu. Ma jednak związane z tą regulacją wątpliwości.
Obawia się, czy będzie ona skuteczna czy – patrząc na skalę zdalnych aktywności w czasie pandemii – zachowanie takie nie powinno się znaleźć wśród przepisów kodeksu karnego. I czy nie będą to martwe zapisy, jeśli weźmie się pod uwagę, kto się zajmie ściganiem takich zachowań. Przestępstwami zajmują się wyspecjalizowane wydziały policji i prokuratorzy.
Wśród prawników słychać też głosy bardziej krytyczne. Adwokat Mariusz Paplaczyk nie widzi uzasadnienia dla zmian. Uważa je wręcz za niepotrzebne, a problem zaniewymagający ingerencji ustawodawcy.
Podobnego zdania jest sędzia Barbara Piwnik. Ta wręcz zachęca autorów kolejnych nowelizacji do zapoznania się z obowiązującymi już przepisami. I odsyła do kodeksu karnego, który takie zachowania już reguluje – dużo szerzej i surowiej. Krytycznie więc ocenia najnowszą zmianę.
Etap legislacyjny:
przed I czytaniem w Sejmie