ISIS miało nie żyć. Ale się odradza
by Piotr JendroszczykPo druzgocących ciosach, mimo utraty przywódcy, a także terytorium ma nadzieję na powrót dobrych czasów.
Amerykanie nie mają już wątpliwości, że niedawny krwawy zamach na klinikę położniczą w Kabulu był dziełem bojowników ISIS-u, czyli samozwańczego Państwa Islamskiego. Zginęły 24 osoby, w tym dwoje noworodków. Zamachowcom chodziło o to, aby odpowiedzialność za atak spadła na talibów, co miałoby uniemożliwić przygotowywane przez Amerykanów porozumienie pomiędzy rządem afgańskim a talibami, niedawnymi śmiertelnymi wrogami.
Rzecz w tym, że takie porozumienie utrudniłoby funkcjonowanie podziemnych struktur samozwańczego kalifatu w Afganistanie.
W chwili największej świetności samozwańczy kalifat kontrolował terytorium w Iraku i Syrii o powierzchni około 100 tys. km kw. i zamieszkane przez 12 mln ludzi. Działał system podatkowy i nieźle rozwinięta administracja. Handel ropą, haracze i rabunki zasilały kasę ISIS-u setkami milionów dolarów. To już przeszłość.
Po upadku przed rokiem ostatniego bastionu dżihadystów (syryjskie pustynne miasteczko Al-Baghuz Faukani na granicy z Irakiem) oraz śmierci wytropionego przez USA w syryjskiej prowincji Idlib Abu Bakra al-Bagdadiego, przywódcy ISIS-u, wydawało się, że samozwańczy kalifat przeszedł do historii, a rozproszone struktury bojowników wcześniej czy później zostaną unicestwione.
Jest inaczej. Po kilku miesiącach spędzonych na lizaniu ran ISIS daje o sobie coraz częściej znać. Kilka tygodni temu zorganizowało zasadzkę na siły reżimy Asada w okolicach Palmyry, której zabytki bojownicy kalifatu zniszczyli kilka lat temu. Niedawna potyczka w tej okolicy trwała wiele godzin.
Katarska telewizja Al-Dżazira donosiła ostatnio o licznych akcjach zbrojnych na odziały armii irackiej na północy kraju, w tym nieudany atak na siły antyterrorystyczne w Kirkuku. Władze w Bagdadzie poinformowały w ubiegłym tygodniu o aresztowaniu Nasera Kirdasza, zastępcy obecnego szefa ISIS-u Abu Ibrahima al-Kurajsziego. Odbudowa struktur dowódczych kalifatu świadczy, iż organizacja jest daleka od dezintegracji.
Jej odradzaniu się sprzyja chaos na północy Syrii po zapowiedzi wycofania sił USA i pozostaniu jednak ich części nadal w wybranych lokalizacji. Do tego dochodzi turecka inwazja na Syrię, co skłoniło Kurdów syryjskich do nawiązania współpracy z reżimem prezydenta Asada, będących mniejszym dla nich zagrożeniem niż władze tureckie. A to Kurdowie syryjscy i ich organizacja bojowa YPG, przy współpracy z USA, prowadziła wyjątkowo skuteczne operacje przeciwko ISIS-owi.
Z kolei w Iraku ogarniętym przez ostatnie miesiące ogromną falą protestów społecznych walka z niedobitkami ISIS-u nie była bynajmniej rzeczą priorytetową. Tym bardziej że Amerykanie redukują stale swą obecność wojskową w tym kraju. Opuścili już szereg baz na zachodzie i północy kraju na terenach, które kontrolował kiedyś ISIS.
Sytuację polityczną w kraju komplikuje sprawa rosnącego zaangażowania Iranu po stronie większości szyickiej w Iraku.
– Odradzanie się ISIS-u znajduje się nadal w fazie początkowej i może zostać stosunkowo łatwo powstrzymane – zwraca uwagę Hassan Hassan z amerykańskiego think tanku Center for Global Policy, pisząc w brytyjskim „Guardianie", że jedynie USA są obecnie w stanie zahamować ISIS. Nie dostrzega on jednak żadnych działań w tym kierunku.