[Sprawdzam] Wyskoczmy razem na plażę
by 9kierPoleżmy razem, ja bez tlenu, ty bez nóg.
Maneater
PC, PS4, XBO | Tripwire Interactive | akcja • otwarty świat
Produkcja Tripwire to Mad Max z rekinem w roli głównej – gra akcji z otwartym światem, w której można bezkarnie zabijać wszystko na swojej drodze wodnej przy akompaniamencie tryskającej juchy. Gra bez żenady normalizuje, a nawet gloryfikuje przemoc, ale tłumaczy ją odwetem. Kupiła mnie fabułą, w której łowca rekinów wyciąga z brzucha złapanej zdobyczy nienarodzone młode, a to odgryza mu rękę, wskakuje do wody i od tej pory planuje zemstę. Cała historia to w zasadzie przepychanki między osieroconym żarłaczem tępogłowym a jego nemesis (i mnóstwem niewinnych osób po drodze), a rozgrywka polega na dorastaniu i rozwoju. Zabawa jest powtarzalna, to w zasadzie w kółko pożeranie stworzeń, w tym fabularnych łowców, zaskoczonych plażowiczów i innych zwierząt, ale duża, otwarta mapa, elementy RPG (odkrywanie zdolności i ulepszanie części ciała, znajdźki) sprawiają, że za bardzo tego nie czuć. Jest w Maneaterze coś – być może syndrom jeszcze jednego questa – co sprawia, że cztery godziny wieczorem mijają jak jedna. Zabawę uprzyjemniają śmieszne komentarze narratora, przemiany niemal wyrwane z „Czarodziejki z Księżyca”, zestawy wspomnianych upgrade’ów i reszta absurdu. Do standardowych widoków należą choćby sześciometrowe rybie cielsko skaczące jak gdyby nigdy nic po moście, żeby dotrzeć do znajdźki, wspinaczka rekina przez ścianę albo ludzie wołający o pomoc i nieruszający się z miejsca. W przeciwieństwie do grającego na PS4 Pro Ninho nie miałam na pececie problemów ze spadkiem klatek w czasie starć – choć późniejsze lokacje są bardziej wymagające sprzętowo niż początkowe, po premierze można było się zablokować w opcjach, a raz (po 9 h jestem w tej chwili w 80% fabuły, więc może później jest gorzej) gra wywaliła mnie do pulpitu. Maneatera na pewno ukończę, bo jest krwawo, soczyście i choć podstawy są solidne, developerzy nie próbują nawet udawać, że to poważna gra. Gdyby zamiast rekina był pirat, miałabym opory przed rozczłonkowywaniem kolejnej przypadkowej załogi, ale przecież zwierzę to tylko instynkt (i zemsta), więc nie można mieć mu za złe!
Someday You’ll Return
PC | CBE software | horror • zagadki • symulator alchemika
Nie mam szczęścia do horrorów, które ogrywałam w piątki. Ledwie w zeszłym odcinku „Sprawdzam” narzekałam na drugą połowę The Beast Inside, a wcześniej na ostatnie produkcje Bloobera – tym razem zainwestowałam 125 zł w grę CBE software. Miało być strasznie, było nudno i męcząco. Najpierw z powodu problemów z dźwiękiem, który w domyślnych ustawieniach był raz szalenie głośny, a raz szalenie cichy, później z powodu bzdury, w jaką szybko zamieniła się zabawa. Całkiem klimatyczny początek osadza gracza w roli ojca szukającego córki w górach i w zasadzie nieco przypomina Blair Witch. Telefony, SMS-y, tracenie zasięgu, a do tego faktycznie otwarta, naznaczona kolorowymi szlakami mapa, do której dostęp ograniczany jest czasem za pomocą jakichś głupotek, np. trucizny sprawiającej, że nie można wyjść poza lokację w konkretnym miejscu, bo się umiera. Z czasem gra zwolniła i zmieniła się w symulator alchemika, każąc warzyć mikstury, które pozwalają wyczuwać zioła czy poradzić sobie z lękiem wysokości przedstawionym w postaci mrocznego obłoczka na moście (procedura jest całkiem przyjemna, ale ejże, to miał być horror!). Sekwencja w obozie harcerskim i przeszukiwaniem morza namiotów była momentem, w którym stwierdziłam, że wystarczy – nie tylko na dzisiaj, ale w zasadzie na zawsze. Nie zdziwię się, jeśli developerzy sięgnęli po motyw albo pedofilii/przemocy w rodzinie, albo utraconego dziecka/innej traumy, ale widziałam zaledwie 1/4 gry i raczej już się nie dowiem. Gdybym mogła ją zrefundować, zrobiłabym to, ale nabiłam jakieś cztery godziny i niestety nie ma takiej możliwości. Dobrze, że mój wieczór nie poszedł całkowicie na marne – razem z enkim i widzami przygotowałam wcześniej horrorowe bingo (https://ibb.co/3sXMd6X), żeby móc skreślać podczas streamu sztampowe horrorowe motywy, więc przynajmniej trochę się pośmialiśmy.
Jump King
PC | Nexile | platformowa • skakanie • test cierpliwości
Po Getting Over It przyszła pora na kolejny sprawdzian cierpliwości. Jump King to niepozorne cudeńko, do którego obsługi potrzeba zaledwie trzech przycisków – kursora w lewo, w prawo i spacji. Rzecz polega na skakaniu coraz wyżej i wyżej po platformach, bo też – jak informuje stojący przy ognisku dziadzio – na samej górze znajduje się wyjątkowo urodziwa niewiasta. Rycerz, który wygląda trochę, jakby niedźwiedzia ubrać w zbroję płytową, pnie się po kolejnych lokacjach, by wreszcie… Tego się nie dowiedziałam, bo niestety, przynajmniej na razie, wcale nie zaszłam wybitnie daleko. Rzecz w tym, że Jump King to nie tylko zręcznościówka, ale w pewnym sensie gra logiczna – jako że im dłużej trzymasz spację, tym dalej skoczysz i łatwo spaść (zresztą rozpłaszczając się na ziemi z charakterystycznym mlaśnięciem) niemal na sam dół, z czasem uczysz się pewnych schematów. Wiesz, że na rurę najlepiej skoczyć na maksymalną odległość spod ściany, a wcześniej małe platformy należy pokonać serią małych susów. Prosta, angażująca rzecz, która powstała po to, żeby jednocześnie bawić i doprowadzać do szału. Mam do powiedzenia tylko: Iza jest plask!
„Sprawdzam” to cykliczny segment, w którym co poniedziałek przyglądam się trzem ogrywanym akurat produkcjom – głównie niezależnym, ale nie tylko. Jeżeli ci się podoba, zachęcam do rzucenia okiem na POPRZEDNIE ODCINKI.
Jeśli masz ochotę razem ze mną poznawać nowe tytuły, zapraszam na MÓJ KANAŁ NA TWITCHU (w tygodniu ok. 12 i 20, w weekendy ok. 16). Do zobaczenia!