https://ocdn.eu/pulscms-transforms/1/IU2k9kpTURBXy9mYWYwNTA2MGIxMGM4ZDQ5MWEwOTk0YzJiMTI4MzE0OS5qcGeTlQMAzNLNGkDNDsSTBc0DFM0BvJMJpjllNDc0ZAaBoTAB/maciej-taborowski.jpg
Maciej Taborowski , Foto: Leszek Szymański / PAP

RPO o działaniach rządu w czasie epidemii: skala naruszeń prawa jest porażająca

Zastępca rzecznika praw obywatelskich dr hab. Maciej Taborowski mówi, które z naszych praw zostały złamane wprowadzanymi doraźnie prawami w trakcie epidemii koronawirusa. Jest ich niezwykle dużo. Tłumaczy też, dlaczego nakładane na obywateli kary pieniężne są niekonstytucyjne i jak się od nich odwołać.

by

Marcin Wyrwał: Podczas pandemii koronawirusa Polacy dzielą się na dwie grupy: tych, którzy nie mają co robić i tych, którzy mają nadmiar pracy. Do której z nich pan należy?

Zastępca RPO dr hab. Maciej Taborowski: Zdecydowanie do tej drugiej, tak jak całe biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. W tym nadzwyczajnym okresie epidemii koronawirusa wiele działań władzy, uzasadnianych ochroną zdrowia i życia, znacząco ingeruje w prawa obywatelskie. Dlatego naszym zadaniem jest wzmożona czujność i monitorowanie, czy instytucje publiczne działają na podstawie prawa oraz czy nie dochodzi do rażącego łamania wolności i praw człowieka.

A dochodzi?

Rozumiemy, że jest to dla naszego państwa sytuacja trudna, nietypowa. Ale niestety stwierdzamy, że i skala naruszeń prawa jest ogromna – począwszy od organizacji wyborów po obowiązek zakrywania na ulicy nosa i ust. Z tego powodu mamy dużo więcej pracy niż przed wybuchem pandemii. Najlepiej widać to po liczbie tzw. wystąpień generalnych do władz, czyli sygnalizujących jakiś problem systemowy. W ciągu trzech tygodni epidemii RPO przygotował ich około 80 - tyle, ile normalnie w ciągu całego roku.

Rzecznik pyta, rząd ignoruje

Na ile władze odpowiadają na te wystąpienia?

Instytucje państwowe mają obowiązek odpowiadania na wystąpienia rzecznika. Dlatego, co do zasady, odpowiedzi spływają, czasami z mniejszym lub większym opóźnieniem. Ale zdarza się również, że niektóre instytucje nie reagują. Nie odpowiedział nam na przykład Minister Środowiska, kiedy spytaliśmy go o podstawy prawne zakazu wejścia do lasów, Główny Inspektor Sanitarny w sprawie określenia zasad wystawiania zleceń na wykonywanie testów na koronawirusa, albo Minister Zdrowia, kiedy zapytaliśmy, dlaczego zakazano konsultantom wojewódzkim samodzielnego wydawania opinii dotyczących koronawirusa.

Zobacz także

Ale niektórzy odpowiadają?

Tak, ale zdarza się, że odpowiedzi są wymijające lub nic konkretnego z nich nie wynika. Tak było z naszym pismem w sprawie postulatu przywrócenia porodów rodzinnych w szpitalach czy umożliwienia wizyt rodziców, jeżeli dziecko jest hospitalizowane.

Media pisały o przypadku matki, która nie mogła zobaczyć się z umierającym dzieckiem.

Ministerstwo Zdrowia nie odniosło się do naszej argumentacji, tylko w skrócie po prostu odpowiedziało, że jest to świetne rozwiązanie na czas epidemii. Ciekawym przypadkiem jest też Inspekcja Pracy, która odpowiedziała nam, że w trakcie epidemii nie będzie zajmować się swoim podstawowym zadaniem – badaniem naruszeń praw pracowniczych, a tylko takimi naruszeniami prawa pracy, które grożą śmiercią. Innymi sprawami zajmie się już po zawieszeniu stanu epidemii.

Tysiąc skarg o łamanie praw obywatelskich

Zwykli ludzie też częściej proszą rzecznika o interwencję w sprawie łamania ich praw w okresie epidemii?

Zazwyczaj do zespołu problemowego, za który jestem bezpośrednio odpowiedzialny, wpływa około 50 takich spraw tygodniowo, teraz w tygodniu dostawaliśmy ponad 100 spraw tylko związanych z koronawirusem. Łącznie tylko w jednym zespole zajmującymi się sprawami administracyjnymi i gospodarczymi takich spraw mamy już ponad 1000. W całym biurze RPO jest tej korespondencji odpowiednio więcej. A skala naruszeń jest porażająca. Często są to wręcz sprawy zagrożenia życia. Jak przypadek mężczyzny, który od kilku tygodni chodzi z cewnikiem, którego nikt mu nie chce wyjąć. Temu człowiekowi grozi z tego powodu zakażenie organizmu. W poradni, w której założono mu cewnik, wstrzymano działania ze względu na epidemię. Albo przypadek pani w trakcie serii skomplikowanych operacji stomatologicznych, która nie mogła wyjechać do kliniki w Czechach, czy pana z problemem kardiologicznym, który nie mógł się dostać do żadnego kardiologa w całym mieście wojewódzkim.

Co w tworzonym z powodu koronawirusa prawie poszło nie tak, że ci ludzie znaleźli się w tak dramatycznych sytuacjach?

Ministerstwo Zdrowia wstrzymało planowe zabiegi, żeby skupić się na koronawirusie i reorganizacji szpitali. Ludziom nie przekazano jednak jasnych informacji, co w takim razie z ich zabiegami, badaniami diagnostycznymi, operacjami. Często zgłaszają, że nie mają informacji, do jakich jednostek leczniczych się zwrócić. Jak pani, która zgłosiła się do nas z tym, że po ciężkim wypadku samochodowym rozpoczęła rehabilitację w szpitalu, który następnie przemianowano na jednoimienny. Nasze wystąpienie do Ministra Zdrowia z marca w sprawie ograniczania dostępu do świadczeń zdrowotnych pozostało bez odpowiedzi. A przecież konstytucja przyznaje każdemu człowiekowi prawo do ochrony zdrowia.

Władze argumentują, że działają w nadzwyczajnych okolicznościach.

RPO rozumie, że władze zwalczają epidemię, ale z konstytucji nie wynika, że ta walka ma pierwszeństwo przed innymi świadczeniami zdrowotnymi. Obowiązuje tutaj nakaz ochrony życia i poszanowanie zasady równości (art. 32 Konstytucji). To prawo nie może zostać ograniczone nawet w stanie nadzwyczajnym.

10 tys. zł za psa w parku

Są zapytania o kary pieniężne?

Są, i to całkiem sporo. Mamy przypadek pani, której na spacerze pies uciekł do parku, kiedy były one zamknięte. Zatrzymała ją policja i przekazała sprawę do sanepidu, a ten wlepił jej karę 10 tys. zł. Rowerzysta, który dostał 10 tys. kary za jazdę rowerem przez park w drodze do pracy. Działamy także w obronie artystów, którzy za protest przed Sejmem otrzymali kary pieniężne – także po 10 tys. złotych.

Wszystko zgodnie z prawem?

Z karami pieniężnymi jest kilka problemów. Po pierwsze, RPO stoi na stanowisku, że wprowadzane podczas epidemii zakazy przemieszczania się były wydawane poza podstawą ustawową, a zatem były niekonstytucyjne. To samo dotyczyło zakazu wstępu do lasu czy do parków narodowych, a także w pewnym zakresie kwarantanny. To czyni te zakazy wadliwymi. Tak jest też w przypadku całkowitego zakazu zgromadzeń w okresie epidemii.

Po drugie, problematyczne są same kary administracyjne i to, jak zostały ustanowione. W skrócie, nie jest na przykład do końca jasne, jakie przepisy do nich stosować, a także czy i jakie okoliczności należy brać pod uwagę przy nakładaniu kary. Taką okolicznością mającą wpływ na karę może być siła wyższa, jak ucieczka psa do parku, czy też brak wcześniejszej karalności obywatela, albo jego stan rodzinny lub majątkowy.

Po trzecie, z informacji do nas docierających wynika, że często kary nakładane są wyłącznie na podstawie notatki policji, więc obywatel nie może w ogóle się w tym postępowaniu bronić. RPO stoi też na stanowisku, że w ustawie nie ma wskazanej jasnej podstawy do składania przez policję "zawiadomień” do sanepidu, co sprawia, że informacje te nie mogą służyć jako podstawa nałożenia kary na obywatela. Tym samym nałożenie takiej kary staje się niedopuszczalne.

W pewnym okresie prawo mówiło, że ludzie mogą wychodzić z domu tylko w przypadku niezbędnych potrzeb życiowych. Dla mnie taką potrzebą było codzienne bieganie. Czy policja mogła to zakwestionować?

Niejasne rozporządzenia, które dają duże pole do interpretacji to kolejny problem. Policjanci, których interwencje są najczęściej podstawą do nakładania kar przez sanepid, mogą mieć odmienne od obywatela zdanie co do tego, czy wyjście z domu z psem albo na jogging było niezbędną potrzebą życiową, uzasadniającą opuszczenie mieszkania. Policja ma też duże, niczym nieograniczone uznanie w inicjowaniu nakładania kar administracyjnych. Obywatel nigdy nie wie, czy jego sprawa zakończy się mandatem, czy dodatkowo zostanie nałożona kara administracyjna. Czasami, jak widać po artystach ukaranych karą 10 tys. złotych za protest przeciwko wyborom pocztowym, można dostać niespodziewanie karę administracyjną, chociaż wcześniej policja nie dała artystom mandatów.

Nasze dane wyciekają

Jeśli jesteśmy przy tych wyborach, to na jakiej zasadzie minister cyfryzacji udostępnił Poczcie Polskiej nasze dane z bazy PESEL w celu przeprowadzenia głosowania?

Minister cyfryzacji twierdzi, że wydał dane Poczcie Polskiej na podstawie specustawy "covidowej", tarczy antykryzysowej 2.0 z 16 kwietnia, ponieważ na jej podstawie Prezes Rady Ministrów polecił Poczcie Polskiej przygotowanie wyborów prezydenckich w trybie korespondencyjnym. Tyle że w kwietniu, kiedy dane zostały przekazane, Poczta Polska nie mogła takich czynności jeszcze wykonywać, bo przepisy, które na to pozwalały, weszły w życie dopiero w maju. Dodatkowo premier wydał decyzję o przygotowaniu wyborów korespondencyjnych z rażącym naruszeniem prawa. Poczta Polska uzyskała więc dane bez należytej podstawy prawnej. RPO zaskarżył decyzję ministra cyfryzacji do sądu administracyjnego.

W tym całym chaosie mnie niepokoi szybkość wdrażania tych rozporządzeń. Czy jeśli o północy rząd wdrożył rozporządzenie nakazujące powiedzmy noszenie maseczki, to o 7 rano może już nałożyć karę na niczego nieświadomego jeszcze obywatela?

Natychmiastowość wprowadzania nowych ograniczeń w życie to kolejny ogromny problem. Do tej pory rząd wprowadził wiele rozporządzeń, które co chwila się zmieniają. A zmiana wygląda tak, że jest konferencja prasowa, przed którą my nie znamy treści zmian do rozporządzenia. Ktoś nas informuje o zmianie, która teoretycznie wynika z jakichś przemyśleń i jakichś konsultacji z jakimiś ekspertami. Ale my tego nie wiemy, bo nikt nie mówi, z kim to jest konsultowane i jakie przesłanki stały za wprowadzeniem takiej zmiany. Nikt nie zna dokładnych powodów, dla których władza podjęła taką, a nie inną decyzję. Do tego jest to prawo pełne błędów.

Na czym one polegają?

Klasycznym przykładem było rozporządzenie Rady Ministrów z 15 kwietnia, opublikowane w Dzienniku Ustaw wieczorem tego dnia. W tym rozporządzeniu przez przypadek wprowadzono zakaz wstępu na cmentarze. Ten błąd musiano pilnie poprawiać już następnego dnia rano, kolejną nowelizacją rozporządzenia.

Czyli jednym słowem – chaos?

Z początkiem epidemii rząd zaczął masowo tworzyć rozporządzenia zawierające wszelakie zakazy, nakazy, słowem ograniczenia naszych praw z powodu tej wyjątkowej sytuacji. Problem polega na tym, że rząd nie może ograniczać praw obywatelskich samymi rozporządzeniami. W tym celu musiałby zmieniać ustawy, które są aktami wyższymi niż rozporządzenia. Jeżeli ustawa zabrania ograniczania naszych praw, to ograniczenie ich w rozporządzeniu nie jest skuteczne prawnie. Dobrym tego przykładem był zakaz wstępu do lasu ogłoszony rozporządzeniem Rady Ministrów bez jakiejkolwiek podstawy prawnej w ustawie. Czasami władza próbuje "dezaktywować” ustawy poprzez rozporządzenia, jak w przypadku prawa dotyczącego szkół wyższych.

Na to wszystko nakłada się jeszcze inny, bardziej poważny mankament. Ustawami i rozporządzeniami wprowadza się wobec obywateli restrykcje, które są takie jak podczas stanu wyjątkowego, a czasami nawet dalej idące. Materialnie mamy więc stan zbliżony do stanu klęski żywiołowej, który jednak nie został formalnie wprowadzony.

Co by dało wprowadzenie takiego stanu?

Gdyby został wprowadzony, to miałby na przykład ograniczenia czasowe. A teraz poprzez rozporządzenie do odwołania zamyka się na przykład siłownie. I przedsiębiorca, który prowadzi tego typu działalność, nie wie, jak długo nie będzie mógł tej siłowni otworzyć. Rodzi się stan niepewności, zabójczy dla prowadzenia działalności nastawionej na zysk.

Prawo w czasie epidemii: błąd na błędzie

Rząd tłumaczy się, że w okresie epidemii trzeba działać szybko, więc nie zawsze to prawo jest idealne.

Ale my tu nie mówimy o jakichś szczególnie skomplikowanych mechanizmach prawnych. To, że rozporządzenie musi mieć podstawę prawną w ustawie, to nie jest wiedza tajemna. Od początku epidemii minęło dużo czasu i nie widzę powodu, dla których nie mogłyby działać wyspecjalizowane zespoły zajmujące się tworzeniem solidnego prawa na okres pandemii.

Które błędy w decyzjach władzy w największy sposób dotykają nas jako obywateli?

Ich jest tak dużo, że nie wiem, od czego zacząć. RPO dostrzegł wady w regulacji kwarantanny, zakazów przemieszczania się, wstępu do lasów, parków, zakazie zgromadzeń, zakazach samodzielnego wyjścia dla osób niemających 18 lat z domu, sprawowaniu kultu religijnego, przy organizacji wyborów, sankcjach stosowanych wobec obywateli, ochronie zdrowia.

Jak się okazuje, wadliwie został wprowadzony powszechny obowiązek zakrywania nosa i ust, choć jest on niewątpliwie potrzebny w zwalczaniu epidemii. Jak wynika z napływających do nas skarg od przedsiębiorców, rząd nie stworzył rozsądnej strategii dla nich, a pomoc zaoferowana przez państwo, udzielana w sformalizowanych procedurach, jest nieadekwatna do ograniczeń, które zostały wprowadzone. RPO zwrócił się w tej sprawie do minister rozwoju Jadwigi Emilewicz.

Wracając do zupełnie podstawowych pytań dotyczących każdego z nas – czy jeśli policja zatrzyma nas na ulicy bez maseczki, podlegamy karze pieniężnej?

Nakaz ich powszechnego noszenia został określony w rozporządzeniu Rady Ministrów. Ustawa, na podstawie której wydano to rozporządzenie, pozwala jedynie na nałożenie takiego obowiązku tylko na osoby chore albo podejrzane o zachorowanie. Osoby podejrzane o zachorowanie są również precyzyjnie określone ustawą. W obecnym stanie prawnym rozporządzenie nie może więc nakazać noszenia maseczek wszystkim obywatelom tylko dlatego, że niektórzy mogą być nosicielami wirusa bezobjawowo. Tyko stan nadzwyczajny pozwalałby na wprowadzenie powszechnego obowiązku zakrywania ust i nosa.

Żeby była jasność, my nie negujemy potrzeby noszenia maseczek, ale taki obowiązek powinien być wprowadzony zgodnie z prawem, czyli na mocy ustawy. W obecnej wersji jest on bezprawny i każdy obywatel może się od ewentualnej kary odwołać w sądzie.

Lekarze stygmatyzowani, pacjenci bez opieki

Jakie przypadki naruszenia praw obywateli były dla pana najbardziej drastyczne?

Fundacja "Rodzić po ludzku" zgłasza nam przypadki, że od razu po porodach odbiera się dzieci matkom, które nie dostały jeszcze wyniku testu na koronawirusa i które są traktowane jak chore. Tutaj na szczęście nastąpiła refleksja po stronie ministerstwa, po interwencji RPO. Zgłoszony został nam przypadek chłopca, który przyjechał do Polski, żeby pożegnać się ze swoją umierającą młodszą siostrzyczką. I państwo polskie do tego nie dopuściło. Przez kwarantannę. Psychiczne i fizyczne szkody wyrządzane w ten sposób ludziom są drastyczne. Tego typu metody uznaję za opresyjne i niedopuszczalne w nowoczesnym państwie w sercu Unii Europejskiej.

Przypadki związane ze służbą zdrowia są chyba szczególnie dramatyczne. Sam zajmowałem się przypadkami ludzi, których wojewoda mazowiecki bezprawnie kierował do przymusowej pracy w domach pomocy społecznej. Na miesiąc próbowano wysłać do takiej pracy matkę, która opiekowała się nieletnim dzieckiem.

RPO zwrócił się do wojewody mazowieckiego z pytaniami dotyczącymi jego decyzji w tych sprawach. W odpowiedzi wojewoda tłumaczył się, że nie miał wiedzy o sytuacji tych osób. Tylko że to nie jest żadne tłumaczenie, bo wojewoda miał obowiązek sprawdzić sytuację tych ludzi. Co to jest za władza, która na ślepo kieruje ludzi do pracy, a kiedy ci odmawiają z powodu bezprawności decyzji, na ślepo wlepia im kary pieniężne, tylko dlatego że sama nie jest przygotowana do sytuacji?

Niedawno spotkałem się z grupą lekarzy rezydentów mających styczność z pacjentami chorymi na koronawirusa. Mówili mi, że czują się skrzywdzeni, bo stanęli na pierwszej linii walki z wirusem, a w "podzięce" w kolejnym ze swoich rozporządzeń minister zdrowia zabronił im pracować w innych placówkach, co pozbawiło ich połowy dochodów.

To jest problem, który ma wiele wymiarów. Bo z jednej strony mamy lekarzy, którym odbiera się prawo do zarabiania pieniędzy, ale z drugiej pacjentów, którym ogranicza się w ten sposób dostęp do usług medycznych. W Polsce mamy deficyt lekarzy, więc znalezienie kogoś na ich miejsce będzie trudne lub wręcz niemożliwe. W końcu, odmawiając niektórym lekarzom prawa do pracy w innych placówkach, stygmatyzujemy ich. Zresztą, co typowe, tego typu regulacja nie została wcześniej skonsultowana ze środowiskiem lekarskim, na co wskazywała Naczelna Rada Lekarska. Zamiast przyjąć właściwe środki ochronne i zapewnić testy personelowi medycznemu, wprowadza się zakaz. Tak jest wygodniej dla władzy.

Kara pieniężna? Trzeba się odwoływać

Co mają robić obywatele, których prawa pogwałcono, a nierzadko też ponieśli konkretne straty finansowe, bo na przykład wlepiono im kary niezgodnie z prawem?

Mandaty i kary podlegają oczywiście weryfikacji sądowej. Choć w przypadku kar administracyjnych opresyjność polega na ich drastycznej wysokości, nawet do 30 tys. zł, i natychmiastowej ściągalności. To, zdaniem RPO, nie ma konstytucyjnego uzasadnienia. Jednak to nie jest tylko kwestia kar. Podam przykład skargi, która wpłynęła do naszego biura. Obywatel miał wyjechać do innego państwa członkowskiego UE w interesach, ale żeby to zrobić, trzeba było posiadać negatywny wynik aktualnego testu na koronawirusa. On nie był w stanie wykonać takiego testu prywatnie w Polsce, w wyniku czego nie wyjechał i stracił bardzo konkretne pieniądze związane ze swoją działalnością zawodową.

Co ma więc zrobić taki człowiek?

Pozostaje mu ewentualnie dochodzić odszkodowania w sądzie.

Czekają nas więc po epidemii masowe pozwy odszkodowawcze do sądów?

To dochodzenie odszkodowania nie jest proste. Trzeba opłacić adwokata, zebrać dowody, wykazać szkodę, naruszenie prawa przez władze, opłacić wpis. Obecnie postępowanie sądowe trwa minimum 2-3 lata, a po epidemii najpewniej znacznie się wydłuży, bo sądy przez długi czas nie działały.

Do tego wszystkiego dochodzi nasz trwający od kilku lat problem z praworządnością i niezależnością sądów. W trakcie tego typu procesów, przeciwko państwu, okaże się dopiero, jak ważne jest zachowanie europejskich standardów niezależności sądownictwa. Jak ważne jest, żeby sędzia nie bał się, że za wyrok niepomyślny dla władzy nie będzie musiał obawiać się postępowania dyscyplinarnego, albo o swoją karierę zawodową. Komisja Europejska już zapowiedziała, że środki na odbudowę gospodarki po epidemii będą dostępne dla tych państw, które przestrzegają praworządności i strzegą niezależności sądów.

Czy partia rządząca będzie chciała pogrążyć Trzaskowskiego? Girzyński: nikt na nikogo haków nie szykuje

(MW)