Piłkarskie legendy Orłów. Robert Gadocha - sylwetka
by INTERIA.PL"Tricki trzymają się go jak wszy małpy" - napisała o nim jedna z niemieckich gazet podczas mundialu w 1974 roku. Robert Gadocha był pierwszym polskim piłkarzem, który podpisał zawodowy kontrakt, znakomitym dryblerem i asystentem. Cieniem na jego imieniu kładzie się jednak pewna afera...
Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach, Robert Gadocha - przed tym atakiem drżał w latach 70. cały piłkarski świat. Dziś to pierwszą dwójkę wspomina się najczęściej jako główne armaty mundialu z 1974 roku - zresztą nie bez powodu, bowiem Lato został królem strzelców mistrzostw z siedmioma bramkami, a Szarmach dorzucił cztery kolejne.
Gadocha słynny mundial zakończył bez strzelonego gola, za to z medalem za trzecie miejsce na świecie. Bramek Laty i Szarmacha, prowadzących nas na podium, nie byłoby jednak gdyby nie jego podania. Polski lewoskrzydłowy zaliczył aż siedem asyst - to wynik imponujący.
Gra polskiego zawodnika cieszyła oko kibiców. To właśnie wtedy jeden z niemieckich dzienników napisał, że "tricki trzymają się go jak wszy małpy" - porównanie to było o tyle oryginalne, co zaskakująco trafne. Polacy mieli wówczas rozgrywającego Deynę, sprintera Latę, snajpera Szarmacha oraz właśnie dryblera Gadochę - grającego zawsze efektownie, błyskotliwie i nieszablonowo.
Kapitalne występy na igrzyskach
Dwa lata wcześniej Gadocha strzelał za to aż miło podczas igrzysk olimpijskich, także rozgrywanych na niemieckiej ziemi. Podczas całego turnieju zdobył sześć bramek, przyczyniając się do ogromnego sukcesu Orłów.
"Biało-Czerwoni" jak walec rozjeżdżali wówczas kolejnych rywali - Kolumbię gromili 5-1, Ghanę 4-0, Maroko - 5-0. Skromniej pokonaliśmy bardzo groźny Związek Radziecki oraz NRD. W finale rywalami Polaków byli faworyzowani Węgrzy.
Gadocha w tamtym meczu zagrał w ataku z Włodzimierzem Lubańskim, ale w roli głównej wystąpił Kazimierz Deyna - król strzelców tamtych igrzysk. To jego dwa gole dały "Biało-Czerwonym" mistrzostwo olimpijskie i finałową wygraną 2-1. Gadocha w tamtym spotkaniu także powinien wpisać się na listę strzelców - najpierw jednak mając przed sobą pustą bramkę z bliskiej odległości spudłował, a potem węgierski bramkarz Istvan Geczi w sobie tylko wiadomy sposób obronił uderzenie Polaka z rzutu wolnego.