"Zabawa w chowanego". Bohaterowie filmu Sekielskich: z tym, co nas spotkało, walczymy do końca życia
- Chcielibyśmy przekazać wszystkim innym ofiarom, żeby zaczęły o siebie walczyć. Nawet, jeśli pojawią się jakieś lęki, trzeba znaleźć motywację do walki. Nie możemy zostać z tym problemem sami. Wiemy, że to jest bardzo trudne, ale naprawdę warto. Dziś jesteśmy z siebie dumni, że nam się udało - mówią w rozmowie z Onetem Jakub i Bartłomiej Pankowiakowie, bracia, którzy wystąpili w filmie dokumentalnym "Zabawa w chowanego”.
by Szymon Piegza- 16 maja miała miejsce premiera najnowszego filmu braci Sekielskich, którzy ponownie opowiadają o problemie pedofilii w polskim Kościele katolickim
- - Ten film był najlepszą terapią, jaką przeżyłem. Konfrontacja oko w oko z księdzem Hajdaszem w prokuraturze uświadomiła mi, że nie ma innego wyjścia, że nie można się z tym problemem ukrywać - mówi Jakub
- - Przez ostatnie dwadzieścia lat nikomu nie mówiłem o tym, co mnie spotkało. W końcu mogę mówić wprost - podkreśla Bartłomiej
- - Uważamy, że sam Hajdasz zachowuje się dokładnie tak, jak jego przełożeni, czyli nadal nie widzi problemu w tym, co robił. (...) Podczas samego spotkania potraktował mnie jak śmiecia, dokładnie tak, jak Kościół traktuje ofiary - dodaje
- Bracia Pankowiakowie opowiadają też o tym, jak dziś wygląda ich życie oraz jak na wszystko zareagowali ich rodzice
***
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: szymon.piegza@redakcjaonet.pl
Szymon Piegza, Onet: Przed premierą filmu w programie "Onet Rano.” Marek Sekielski powiedział, że jeden z was nie chciał wystąpić w "Zabawie w chowanego”, ale po obejrzeniu filmu "Tylko nie mów nikomu”, zmienił zdanie. Jak to było?
Jakub Pankowiak: Chodziło o mnie. Jeszcze rok temu byłem na zupełnie innym etapie swojego życia, miałem inne podejście nawet do samego problemu pedofilii. Przede wszystkim po prostu bałem się reakcji innych i wstydziłem się tego, że sam jestem ofiarą księdza. Jak tylko w debacie publicznej pojawił się ten temat, od razu chciałem uciekać i dwa lata temu odmówiłem udziału w filmie. Poza tym nie wierzyłem, że kolejne publikacje na ten temat mogą cokolwiek zmienić. Jednak po obejrzeniu "Tylko nie mów nikomu”, zmieniłem zdanie.
Skąd ta zmiana?
Coś się we mnie przełamało. Zobaczyłem na własne oczy osoby, które potrafią publicznie o tym mówić i nagle poczułem wielką moc. Uświadomiłem sobie, że to jest jedyna droga, by cokolwiek zmienić. Pomyślałem też, że na pewno jest więcej takich osób, jak ja, które siedzą w domu i płaczą, bo nie potrafią sobie z tym problemem poradzić. Bartek był już wtedy po rozmowach z Tomkiem Sekielskim i początkowo miał wystąpić w pierwszym filmie. Postanowiłem zadzwonić do Tomka i powiedzieć mu, że jetem gotowy również wziąć w tym udział.
Film "Zabawa w chowanego" był najlepszą terapią, jaką przeżyłem. Konfrontacja oko w oko z księdzem Hajdaszem w prokuraturze, bycie w miejscach, w których to się działo, rozmowy z przedstawicielami władz kościelnych, uświadomiły mi, że nie ma innego wyjścia, że nie można się z tym problemem ukrywać. Z drugiej strony, wolałbym, żeby bracia Sekielscy nie musieli robić takich filmów, żeby w przyszłości mogli w końcu zająć się innymi problemami, a ten został już rozwiązany.
Bartku, dlaczego ty zdecydowałeś się opowiedzieć o tym, co cię spotkało?
Bartłomiej Pankowiak: Zaczęło się od tego, że któregoś dnia pojawiły się u mnie dziwne objawy i sygnały, które wysyłało mi moje ciało i moja psychika. To były stany lękowe, dziwne sny, paniczny lęk przed własną śmiercią, strach przed zostawieniem dziewczyny, rodziców, którzy w związku ze śmiercią naszego brata, też już sporo przeszli. Byłem zdezorientowany, nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem.
Podczas kolejnej wizyty u psychologa wyznałem, że jestem ofiarą wykorzystania seksualnego przez księdza. Mój psycholog od razu wiedział, jak mi pomóc i faktycznie przez rok miałem spokój, ale skurcze, kołatanie serca w końcu wróciły ze zdwojoną siłą. Okazało się, że mam powiększone serce, niewydolność zastawek, nadciśnienie i oczywiście stany depresyjne. W końcu powiedziałem "dość”. Zrozumiałem, że to ja jestem panem swojego życia i że muszę coś zmienić.
Po premierze filmu "Kler” Wojtka Smarzowskiego dowiedziałem się, że Tomek Sekielski zaczyna pracę nad filmem dokumentalnym o pedofilii. Napisałem do niego e-maila, po czym umówiliśmy się na spotkanie. Początkowo miałem wystąpić w filmie "Tylko nie mów nikomu”, ale z czasem okazało się, że nasza sprawa jest tak szeroka, że Tomek zdecydował się nakręcić kolejny film.
*
"Jego oddech poczułem po latach. To było wyjątkowo traumatyczne"
*
Bohaterami filmu jesteście wy, ale też ksiądz, który was krzywdził – Arkadiusz Hajdasz. Jak wyglądały wasze spotkania?
Jakub: W tej kwestii wolałbym pozostać przy tym, co zostało powiedziane i pokazane w filmie. Ujawnienie szczegółów tak naprawdę nic nie wniesie do samej sprawy. Skupiliśmy się na tym, by pokazać, jak funkcjonują kościelne mechanizmy tuszowania pedofilii. To jest ważniejsze. Wolałbym rozmawiać o problemach, a nie o samym przestępstwie.
Bartek: Ja przez ostatnie dwadzieścia lat nikomu o tym nie mówiłem, ale w końcu mogę o tym mówić wprost. Myślę, że przypadek Hajdasza był bardzo typowy, wręcz podręcznikowy. W swoim działaniu charakteryzował się wysokim ilorazem inteligencji, dokładnie wyszukiwał ofiary, był w tym przebiegły, doskonale przygotowywał strategię i według niej działał. Jedyną różnicę widzę w tym, że czasem napastnik jest drapieżcą seksualnym. W przypadku Hajdasza było zupełnie inaczej – był bardzo delikatny, może nawet w jakiś sposób czuły czy namiętny. Brutalnością wykazał się dopiero wtedy, gdy po latach spotkaliśmy się twarzą w twarz.
Jeśli natomiast chodzi o nasze spotkania, to wszystko działo się zwykle w naszym mieszkaniu, a ponieważ tata był organistą w kościele, mieszkaliśmy przy parafii. Przychodził do nas i w pewnym momencie zapraszał do pokoju. Nierzadko działo się to, gdy rodzice byli w mieszkaniu. W końcu brał nas na kolana i zaczynał całować z języczkiem lub obmacywać. Przy tym oczywiście cały czas stękał, pocił się, sapał. Zapamiętałem też jego nieświeży oddech. Ten oddech poczułem, gdy spotkałem się z nim w szpitalnej kaplicy. To było wyjątkowo traumatyczne przeżycie, które kilka dni odchorowałem.
To, co Hajdasz z nami robił, oczywiście miało zostać naszą wielką tajemnicą. Było to tak bardzo przez niego ukrywane, że nawet nie podejrzewaliśmy, że razem jesteśmy jego ofiarami. Wykonywałem wszystkie jego polecenia, bo po prostu ślepo wierzyłem, że skoro ksiądz robi takie rzeczy, to jest to dobre. Dziś, z punktu widzenia 30-letniego faceta, wiem, że to było złe, ale ja miałem wtedy siedem czy osiem lat… Na szczęście i tak byłem na tyle mądry, by któregoś dnia powiedzieć "stop” i od niego odejść. Niestety wiem, że było wiele osób, które nie potrafiły się przeciwstawić.
Kiedy to się skończyło?
Bartek: Myślę, że w moim przypadku mogło to trwać od trzech do sześciu miesięcy, może to było 12-15 spotkań, nie więcej. Pamiętam dokładnie, że ostatni raz poszedłem do niego 26 maja, w Dzień Matki, a nasze spotkania mogły rozpocząć się pół roku wcześniej, w czasie świąt Bożego Narodzenia, kiedy przynosił nam prezenty. W ten sposób kupował nasze zaufanie.
Skończyło się to, jak mówiłem, w Dzień Matki. Hajdasz wiedział, że chciałem sprawić mamie jakiś wyjątkowy prezent, więc zasugerował, żebym do niego przyszedł, bo ma ładne szklane serduszko, które idealnie nadaje się na prezent dla mamy. Powiedział wprost, że jak przyjdę i zrobimy to, co zawsze, to on mi je podaruje i będę mógł powiedzieć mamie, że jest wyłącznie ode mnie.
Zobacz także
- Artur Nowak dla Onetu: dni niektórych polskich biskupów są już policzone
- Oskarżenia o homofobię w filmie Sekielskich. Autorzy odpowiadają
- Ks. Isakowicz-Zaleski dla Onetu: oczekuję, że niektórzy polscy biskupi zrezygnują
Poszedłem do wikarówki. Drzwi otworzył Hajdasz, a z jego mieszkania wyszedł chłopak, trochę starszy ode mnie, który często u niego bywał. Przez uchylone drzwi zobaczyłem, że na stole stało wino, czekoladki i serduszko, które mi obiecał. Jednak, gdy zobaczyłem tego chłopaka, poczułem, że coś jest nie tak i trochę się wystraszyłem. Hajdasz wpuścił mnie do środka, a sam poszedł do łazienki. Chwilę później wszedł kościelny, a ja, gdy drzwi były otwarte, wybiegłem stamtąd. Oczywiście wracałem do domu z płaczem, bo miałem przynieść mamie piękny prezent, a nie mam nic. To było nasze ostatnie spotkanie. Po tym Hajdasz przestał do nas tak często przychodzić, myślę, że się po prostu wystraszył. Byłem najprawdopodobniej najmłodszą ofiarą, a wyszło na to, że przestraszył się małego smyka.
Jakub: W moim przypadku to trwało trochę dłużej, może nawet półtora roku. Z tego, co pamiętam, do molestowania mogło dochodzić nawet setki razy. Hajdasz korzystał z każdej możliwej okazji, by dokonywać wobec nas tych czynów.
*
"Z tym, co nas spotkało, walczymy nieraz do końca życia"
*
Czy moglibyście opowiedzieć o tym, jak zły dotyk księdza w dzieciństwie wpłynął na wasze całe życie?
Jakub: Jeśli o mnie chodzi, to przebyłem bardzo długą drogę. Na samym początku wystąpił tzw. syndrom wyparcia. Człowiek udaje, że nic się nie stało i stara się z tym jakoś żyć. Niestety, to ciągle wraca w życiu codziennym, w kontaktach ze znajomymi, z rodziną. Osoba molestowana ma często wielkie problemy z zaufaniem, po prostu nie jest w stanie nikomu zaufać. To zranienie bardzo głęboko we mnie pozostało. Mierzyłem się z tym zresztą jeszcze do niedawna.
Kolejnym problem są relacje intymne. Jeśli chodzi o kontakt z kobietami, zawsze sprawiałem wrażenie osoby bardzo otwartej, jednak w rzeczywistość bałem się zbliżenia. Cały czas też miałem poczucie, że jestem słabszy, gorszy od innych, że moje życie jest niewiele warte, że nikt się mną nie interesuje. Wiele miesięcy spędziłem w łóżku, nie robiąc kompletnie nic, oprócz płakania. Kiedy miałem ok. 18 lat, miałem pragnienie, by komuś o tym powiedzieć. Pierwszą osobą była moja dziewczyna, obecna żona. Rozmowa z nią otworzyła nowy etap w moim życiu.
Do prawdziwego przełomu doszło dzięki Bartkowi i jego determinacji. Jestem człowiekiem, któremu leży na sercu dobro Kościoła, więc pomyślałem, że jeśli mam w tym Kościele jeszcze być, to nie mogę od tego problemu uciekać, muszę się z nim zmierzyć.
Bartek: Na mnie to, co się wydarzyło kiedyś, wpłynęło kolosalnie. Na każdym etapie życia miałem przez to przerąbane. Wielkie problemy w nawiązywaniu relacji, w zaufaniu komukolwiek, brak pewności siebie, byłem bardzo nerwowy, pojawiły się oczywiście problemy natury seksualnej. Myślę, że chyba każda ofiara się z tym wszystkim zmaga. Możesz sobie wmawiać, że wszystko jest okej, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
Jakiś czas temu poszedłem do psychologa na terapię, więc teraz naprawdę jest lepiej. Są momenty, że patrzę w lustro i myślę sobie: "jesteś zaje****ym człowiekiem”, ale nadal bywa też tak, że patrzę na siebie z obrzydzeniem.
Jakub: Przebywamy w instytucji, w której inni księża dezawuowali do tej pory nasz kłopot, nasz ból, nasze zranienie. Zapomina się o tym, że my z tym, co nas spotkało, walczymy nieraz do końca życia.
Jak sobie dzisiaj, już po premierze "Zabawy w chowanego”, z tym radzicie?
Jakub: Są różne okresy, ale myślę, że teraz jestem w tym lepszym. Praca nad sobą to jedna rzecz. Kolejna to mówienie o tym problemie i dla mnie właśnie to było najbardziej oczyszczające. Opowiedziałem o tym prawie całej Polsce. Będę dawał świadectwo, bo myślę, że to może być pomocne dla innych skrzywdzonych. Od wielu dni dostaję sygnały od ludzi, których też to spotkało, że do tej pory nikomu o tym nie mówili. Problem jest bardzo duży i do tej pory był bagatelizowany nie tylko przez Kościół, ale też przez społeczeństwo.
Bartek: Dziś niemal wszystkie problemy psychosomatyczne, które kiedyś mi dokuczały, mam pod kontrolą. Zyskałem również pewność w siebie, niektórzy wręcz mnie pod tym względem nie poznają i mówią, że przez ostatnie pół roku stałem się innym człowiekiem. Na pewno jestem świadomy siebie, ale też własnego ciała i psychiki. Po prostu w pewnym momencie stwierdziłem, że muszę sam sobie pomóc. Kiedyś potrafiłem przespać pół dnia, dziś śpię bardzo mało, bo tego nie potrzebuję, ciągle mam dużo energii. Owszem, chodzę do psychologa, regularnie biorę leki, ale uważam, że to nie jest żaden powód do wstydu.
Ostatnie pół roku było chyba najważniejsze i najlepsze w całym moim życiu. Dziś wiem, że dałem radę i jestem pewien, że inni też mogą to zrobić.
Bohater filmu "Zabawa w chowanego": żal mi biskupa Janiaka, nie mam z nim o czym rozmawiać
W filmie widzimy, że tylko Bartkowi udało się skonfrontować z Hajdaszem. Jak dziś oceniacie jego tłumaczenia, że nie wiedział, co robi, że sam został kiedyś skrzywdzony?
Bartek: To wszystko brzmi jak ponury żart. Mówienie, że jest chory, nie jest żadnym tłumaczeniem. Nie chcę powiedzieć, że szczęśliwy będę dopiero, gdy trafi do więzienia. Uważam, że jeśli naprawdę jest chory, to powinien poddać się leczeniu i trafić w odosobnione miejsce. Może to zaskakujące, ale nie ma we mnie chęci zemsty, zniszczenia, upodlenia tego człowieka. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby nikogo więcej nie skrzywdził.
Uważamy, że sam Hajdasz zachowuje się dokładnie tak, jak jego przełożeni, czyli nadal nie widzi problemu w tym, co robił. Z jego wypowiedzi widać wyraźnie, że zasłania się pokutą, modlitwą, Sądem Ostatecznym. Podczas samego spotkania potraktował mnie jak śmiecia, dokładnie tak, jak Kościół traktuje ofiary. Kiedy rozmawiałem z nim twarzą w twarz, też na początku się wypierał, twierdził, że może mnie przeprosić, jeśli to mi pomoże. W końcu jednak przyznał się do tego, co zrobił. Niestety już w prokuraturze powiedział, że przyszedłem do niego po pieniądze. Zresztą bardzo długo dochodziłem do siebie po tym spotkaniu...
*
"Nie mam zamiaru publicznie obwiniać rodziców za to, co się stało"
*
Bardzo tragicznym elementem waszej historii jest na pewno fakt, że do tych czynów dochodziło w waszym mieszkaniu, pod obecność rodziców zaprzyjaźnionych z księdzem, ojciec przecież był u niego organistą. Na pewno wiele osób zastanawia się, jak zareagowali wasi rodzice, gdy się dowiedzieli, że jesteście ofiarami Hajdasza.
Jakub: Pierwszy raz powiedziałem o tym tacie, gdy miałem 18-19 lat. To był moment, w którym moje życie po raz kolejny się załamało. Zadzwoniłem do niego i powiedziałem mu, że byłem molestowany, ale wtedy jeszcze nie zdradziłem przez kogo. Dopiero, gdy się spotkaliśmy, ujawniłem, że chodzi o Hajdasza. Stwierdził tylko, że przypuszczał, że o niego chodzi i że pewnie mógł coś z tym zrobić. To była jego jedyna reakcja. Zabroniłem mu wtedy komukolwiek o tym mówić, ponieważ bardzo się tego wstydziłem.
Mama dowiedziała się całkiem niedawno, może rok temu. Bartek jej powiedział. Ona była kompletnie nieświadoma tego, co się dzieje, że wystąpimy w filmie, że zgłosiliśmy sprawę do prokuratury. Ostatnio jednak powiedziała mi piękne słowa, że sama miała ciężkie dzieciństwo, choć oczywiście pod innymi względami, że być może sama nie doświadczyła wystarczającej ilości miłości, żeby nas ochronić.
Bartek: Nasz tata jest bardzo impulsywnym człowiekiem. Kiedy usłyszał najpierw od Kuby, a potem ode mnie, co się stało, powiedział, że sam rozwiąże ten problem po swojemu. Nie chcieliśmy tego, dlatego poprosiliśmy go, by odpuścił i nic z tym nie robił, a sami podejmiemy odpowiednie działania.
Na pewno rodzice poczuli się z tym bardzo źle, nie chciałbym być na ich miejscu. W końcu oni sami byli ofiarami Hajdasza, to ich najpierw oszukał. Nie mam zamiaru ich publicznie obwiniać za to, co się stało. Może jakiś wewnętrzny żal pozostał, ale na pewno sobie wszyscy z tym poradzimy. Myślę, że to, co się stało, jest dla nich jeszcze większym szokiem, niż dla nas. Mimo to mam do nich wielki szacunek, bo tak naprawdę wychowali nas na bardzo dobrych ludzi.
Czego oczekujecie po premierze filmu? Jego twórcy – bracia Sekielscy – odpowiadając na to samo pytanie, mówili, że musi dojść do dymisji biskupa Janiaka.
Jakub: Biskup Janiak i ksiądz Hajdasz już niespecjalnie mnie obchodzą, ponieważ ich dymisje niewiele wniosą. Chciałbym, by inni biskupi mieli odwagę mówić głośno o tych, którzy łamali prawo i wymieniać publicznie ich nazwiska. Chciałbym, by ofiary nie były atakowane w społeczeństwie, by mogły swobodnie mówić o tym, co je spotkało. Byśmy nie byli też wciągani w jakąś plemienną wojnę pomiędzy prawą i lewą stroną. Ta sprawa musi pozostać apolityczna i potrzebne jest prawo, które będzie traktowało każdą ofiarę tak samo, nie tylko ofiary osób duchownych.
Chciałbym, by władze kościelne publicznie przeprosiły twórców filmów – braci Sekielskich za wielokrotne ataki, że atakują Kościół, bo jest wręcz przeciwnie i właśnie dlatego zgodziłem się na wystąpienie w ich filmie.
Bartek: Po premierze "Zabawy w chowanego” dostaliśmy bardzo dużo wsparcia od bliskich, ale też od zupełnie obcych ludzi. To jest niesamowite i dodaje nam bardzo dużo sił. Niestety jeden znajomy ksiądz zarzucił nam, że za wystąpienie w filmie otrzymaliśmy jakieś pieniądze, co jest kompletną nieprawdą.
Oczywiście, że chciałbym, żeby bp Janiak został zdymisjonowany, ale zgadzam się, że jedna dymisja nic nie zmieni. W polskim Kościele potrzebujemy zmiany generacyjnej, zmiany myślenia. Chciałbym, by wydarzyło się to, co wydarzyło się kilka lat temu w Chile. Liczę, że przyjedzie do nas komisja, która rozliczy wszystkich biskupów, którzy tuszowali przestępstwa. To prawda, że są też dobrzy księża i myślący hierarchowie, którym leży na sercu dobro Kościoła. Widzę też, że samo społeczeństwo jest coraz bardziej nabuzowane i domaga się zmian, a nie zamiatania problemów pod dywan.
A czy oczekujecie przeprosin ze strony Kościoła za to, co was spotkało?
Jakub: Ja już się nasłuchałem tych przeprosin i one niewiele wniosły, więc dla mnie one po prostu nic nie znaczą. My swoją sprawę zgłosiliśmy do prokuratury w 2018 roku. Piękne słowa biskupów wypowiadane po filmie "Tylko nie mów nikomu” w 2019 roku nic nie zmieniły. Biskup Janiak nadal zachowywał się tak samo.
Nie zapominajmy, że sama pedofilia to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o problemy w polskim Kościele. Prawda jest taka, że pracownicy, na przykład organiści, są zatrudniani w szarej strefie, są zmuszani do podpisywania fikcyjnych umów. To cały zestaw zachowań, które również mogą doprowadzić do wykorzystywania seksualnego. Chciałbym zapytać, co Kościół ma zamiar z tym zrobić. Czy biskupi będą mieć w końcu na tyle odwagi, by zmusić do uczciwego traktowania swoich pracowników?
*
"Jedyne, o co będę walczył, to odszkodowanie od kurii"
*
A co byście powiedzieli biskupowi Janiakowi, gdyby nagle zmienił zdanie i zapragnął się z wami spotkać?
Jakub: Nie mam już ochoty się z nim spotykać. Mówiąc szczerze, żal mi tego człowieka. Myślę, że on całe życie żył w przeświadczeniu, że chronił Kościół. Ja z nim nie mam już o czym rozmawiać. Chciałbym za to porozmawiać z wymienionymi już abp. Polakiem lub abp. Rysiem, ale nie po to, by mówić im, jak to źle jest w Kościele, ale po to, by wspólnie go naprawić.
Bartek: Janiak dawno stracił w moich oczach autorytet. Po tym oświadczeniu, które kuria kaliska wydała po premierze filmu, nie widzę sensu, by się z nim spotykać. Jedyne, o co będę walczył, to odszkodowanie od kurii za poniesione przeze mnie krzywdy, zarówno psychiczne, jak moralne i fizyczne.
Nie wiem, ile dokładnie Hajdasz ma na swoim koncie ofiar. Oficjalnie zgłosiło się chyba kilkanaście osób, ale według nas ofiar może być nawet powyżej 100. Niestety, zdecydowana większość osób nie chce do tego wracać. Chciałbym wyraźnie podkreślić: ja nie odpuszczę, będę walczył jak lew o każdą złotówkę i każdego skrzywdzonego zachęcam do tego samego. Gdy dziś jesteśmy pewni, że Janiak wiedział, że Hajdasz jest pedofilem i nic z tym nie zrobił, wręcz przeniósł go na inną parafię, gdzie zapewnił mu jeszcze lepsze warunki do krzywdzenia dzieci - nie odpuszczę.
Film "Zabawa w chowanego” nie tylko pokazuje, że problem pedofilii w Kościele nadal jest obecny, ale że sprawcy mają się bardzo dobrze i są instytucjonalnie chronieni. Zastanawiam się, jak dalej można być członkiem wspólnoty, która tak mocno skrzywdziła i w momencie próby stanęła po stronie oprawcy, zamiast ofiary.
Jakub: To wcale nie jest takie oczywiste, że nadal jestem w Kościele. Miałem w swoim życiu różne okresy, również ciężkiego antyklerykalizmu, do tego stopnia, że gdy widziałem koloratkę, to chciało mi się wymiotować, a wejście do kościoła powodowało ból głowy. Uświadomiłem sobie jednak, że w tej instytucji są też dobrzy ludzie. Liczę na światłych biskupów, jak abp Grzegorz Ryś czy abp Wojciech Polak. Myślę, że mają wielką ochotę i energię do zmian, choć pewnie niespecjalnie mają do tego narzędzia. Każda diecezja w Polsce jest niezależna, jedna na drugą nie ma wpływu, decyzję o ewentualnych dymisjach podejmuje papież Franciszek i wierzę, że podejmie w tej sprawie konkretne decyzje.
Wydaje mi się, że warto pójść pod jednym sztandarem: otwarci biskupi oraz my, osoby skrzywdzone, którym zależy na dobru Kościoła. Nasza sprawa trwa od 2018 roku. Do tej pory nikt z Kościoła do nas nie zadzwonił z pytaniem, czy nam pomóc. Uważam, że my, ofiary, moglibyśmy przede wszystkim opowiedzieć o swoim bólu, bo bez tego problem nie zostanie rozwiązany. Większość skrzywdzonych odwraca się od Kościoła i nie ma zamiaru prosić go o pomoc. To absurd. To Kościół powinien wychodzić do nas i prosić nas o wybaczenie, nie na odwrót.
Myślę, że tym filmem daliście wiele nadziei i siły innym ofiarom skrzywdzonym przez osoby duchowne, dzięki wam ten głos jest coraz mocniej słyszalny.
Jakub: Chciałbym przekazać innym ofiarom, żeby zaczęły o siebie walczyć, a tę walkę najlepiej zacząć od mówienia o swoim problemie. Mówienia rodzinie, bliskim, znajomym, komukolwiek. To zawsze otwiera i pomaga przeżyć kolejny dzień. Niestety poznałem też wiele osób, które sobie z tym problemem nie poradziły. Wiemy, że jedna ofiara Hajdasza nie żyje, nie wiadomo, czy popełniła samobójstwo, ale również takie sytuacje się przecież zdarzają.
Druga rzecz: nie wrzucajmy wszystkich księży do jednego worka. Znam setki duchownych i uważam, że są wśród nich też wspaniałe osoby. Wiem, że to trudne, ale nie bójcie się instytucji kościelnej. Musimy się przełamać, odważyć. Nie sam Kościół jest problemem - jeśli to sobie uświadomimy, nasza siła spowoduje zmiany.
Bartek: Musimy o siebie walczyć. Nawet, jeśli pojawią się jakieś lęki, trzeba znaleźć motywację do walki. Nie możemy zostać z tym problemem sami. Ja wiem, że to jest bardzo trudne, ale dziś jestem z siebie dumny, że mi się udało. Tego nie da się kupić za żadne pieniądze.
Myślę, że mój przypadek, ale też Kuby i Andrzeja – pokazaliśmy wszyscy, że możemy sobie z tym poradzić. Samo wystąpienie w filmie nie było najważniejsze. Najważniejsze było podjęcie decyzji, że chcemy coś z tym zrobić, chcemy pomóc sami sobie. Mam nadzieję, że nie tylko ofiary Hajdasza, ale także innych przestępców w koloratkach po tym filmie pokonają swój lęk i zaczną opowiadać o tym, co ich spotkało.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: szymon.piegza@redakcjaonet.pl
Bohater "Zabawy w chowanego" po premierze: jestem zbudowany tym, co zobaczyliśmy po filmie
(sp)