https://ocdn.eu/pulscms-transforms/1/Gy3k9kpTURBXy84NTdlYmJjMDZiY2JjNzk1ZmU4NTcxMWI5NmY0NzE3Yi5qcGeTlQMAeM0PEs0IepMFzQMUzQG8kwmmNjM0MmIxBoGhMAE/mateusz-morawiecki-i-emmanuel-macron.jpg
Mateusz Morawiecki i Emmanuel Macron , Foto: Paweł Supernak / PAP

Polska przyłącza się do Niemiec i Francji w próbie podważenia zasad funkcjonowania Unii

Francja i Niemcy, na spółkę z Polską i Włochami próbują sterować działaniami Brukseli poprzez polityczne naciski na zmianę unijnych zasad dotyczących konkurencji. Cała czwórka napisała wspólnie bezprecedensowy list, w którym publicznie nawołuje, by Unia zmieniła swoje przepisy antymonopolowe, po to by w ich krajach mogły powstawać zabijające konkurencję gospodarcze czempiony, piszą dziennikarze POLITICO.

by

Artykuł w oryginale na stronie POLITICO.eu

Francja i Niemcy, dwa najpotężniejsze państwa członkowskie Unii, chcą przechwycić najważniejsze zapewne narzędzie władzy z rąk Komisji Europejskiej.

Zaledwie dwa miesiące po objęciu przez Ursulę von der Leyen przewodnictwa w Komisji, Paryż i Berlin podjęły dramatyczną próbę zdobycia wpływu na jej najsilniejszą broń: politykę konkurencji.

Łącząc siły z Włochami i Polską, Francja i Niemcy wysłały w ubiegłym tygodniu do Brukseli nadzwyczaj niedyplomatyczny list, w którym domagały się, by "w ciągu tygodni" powstał plan działania na rzecz rozluźnienia unijnego zbioru zasad dotyczących fuzji. Chodzi o umożliwienie tworzenia liderów przemysłowych, którzy mogliby rywalizować z USA i Chinami.

Dla von der Leyen – i dla przyszłości UE – jest to moment krytyczny. Za czasów jej poprzednika, Jeana-Claude'a Junckera, Paryż i Berlin wysunęły się na pierwszą linię unijnej polityki handlowej (niegdyś postrzeganej jako nienaruszalna kompetencja Komisji) i podjęły jawne działania zmierzające do przejęcia kontroli nad porozumieniami handlowymi z USA, Kanadą i Ameryką Łacińską.

Obrońcy Unii Europejskiej oskarżają Paryż i Berlin o próbę podważenia traktatów leżących u podstaw UE poprzez zawłaszczanie polityki konkurencji. Bardziej liberalne gospodarczo kraje unijne w Europie Północnej i Wschodniej obawiają się, że Francja i Niemcy chcą przekształcić UE w narzędzie do rozpieszczania ich korporacyjnych gigantów ze szkodą dla mniejszych przedsiębiorstw i otwartego rynku.

– Mamy do czynienia z atakiem dwóch dużych krajów unijnych, Francji i Niemiec, na niezależność Komisji Europejskiej jako organu egzekwującego zasady konkurencji – powiedział Adam Jasser, były szef polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który pełnił tę funkcję za rządów PO. – Wszyscy to wyraźnie widzą: oni dążą do upolitycznienia procesu decyzyjnego przy zatwierdzaniu fuzji. Opowiadają o krajowych czempionach, o europejskich czempionach, ale tak się składa, że są to akurat Francuzi i Niemcy. Wyraźnie widać, że nie można już dłużej udawać, że polityka konkurencji nie zrobiła się bardziej polityczna.

Stawia to von der Leyen w trudnej sytuacji w czasie, gdy przygotowuje się do ogłoszenia 10 marca jej własnej strategii przemysłowej dla Komisji. Z jednej strony jest ona czołowym niemieckim politykiem, wywodzącym się z Chrześcijańskich Demokratów, zwolenników silnego wspierania przemysłu. Z drugiej strony jest córką Ernsta Albrechta, byłego dyrektora generalnego UE ds. konkurencji i jest traktatowo zobowiązana do obrony niezależności Brukseli – i to na tym samy terytorium, na którym działał jej ojciec

Łańcuchy dowodzenia

Teoretycznie nie powinno być zbyt wiele dyskusji w sprawie podziału kompetencji między stolicami krajowymi, a Brukselą.

Podstawowym kompromisem leżącym u podstaw UE jest to, że Bruksela powinna mieć możliwość działania jako wielki globalny gracz, dzięki dwóm wyjątkowym kompetencjom: negocjacjom handlowym i egzekwowaniu zasad konkurencji.

Urzędnicy w Brukseli, mając za plecami 450 milionów unijnych konsumentów, powinni mieć swobodę (jaką powierzyło im zresztą 27 państw członkowskich), by negocjować traktaty handlowe ze Stanami Zjednoczonymi czy Chinami oraz np. nakładać na Google'a wielomiliardowe grzywny za naruszania zasad ochrony konkurencji.

Dla krajów członkowskich jedną z zasadniczych przewag Unii jest to, że neutralne władze w Brukseli mogą rozprawiać się z kartelami, cichymi układami i państwowymi subsydiami, które zaburzają wspólny rynek.

Zobacz także

Jednak Francja i Niemcy są coraz bardziej niezadowolone z takiego rozkładu sił. Ich gniew bierze się z zeszłorocznej decyzji Komisji Europejskiej o zablokowaniu mega fuzji w sektorze kolejowym między Alstomem i Siemensem.

Francja i Niemcy postrzegają tę fuzję jako symbol transakcji, których UE potrzebuje, by stworzyć globalnych czempionów, podczas gdy europejska komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager twierdzi, że powstały z takiej fuzji europejski gigant kolejowy osłabiłby konkurencję i podniósł ceny dla unijnych dostawców i konsumentów.

Dla polityków francuskich czempioni to kwestia zasadnicza. Naciskani przez rosnącą w siłę skrajną prawicę, ścigają się, by znaleźć sposób na powstrzymanie ucieczki miejsc pracy z Europy.

Podczas konferencji POLITICO, która odbyła się w zeszłym tygodniu, francuski minister gospodarki Bruno Le Maire bronił potrzeby ochrony rodzimego przemysłu i argumentował: – Jesteśmy skazani na wyścig z czasem pomiędzy podejmowaniem decyzji dla Europy a narastaniem ruchów populistycznych.

Eksperci ds. konkurencji w Brukseli twierdzą, że to nic dziwnego, że Francja wywiera presję na Komisję, skoro przygotowuje tak wiele potencjalnych fuzji z udziałem francuskiego biznesu: Chantiers de l'Atlantique i Fincantieri w sektorze stoczniowym czy GrandVision i EssilorLuxottica w dziedzinie produkcji soczewek. Szykuje się też wielka fuzja telekomunikacyjna między Deutsche Telekom i Orange, której można się spodziewać w najbliższych miesiącach.

Liberałowie patrzą z obrzydzeniem

Dla europejskich liberałów taka polityczna ingerencja w sferę zasad konkurencji to anatema. Twierdzą, że problemy polityczne wynikające z nierówności i populizmu zaostrzą się dopiero wtedy, gdy Europa odwróci się plecami od wolnego rynku i będzie polegać na kilku "czempionach", którzy osłabią małe i średnie przedsiębiorstwa w kontynentalnym łańcuchu dostaw.

Karel De Gucht, belgijski liberał i były europejski komisarz ds. handlu, powiedział, że reformy, o które zabiegają Paryż, Berlin, Rzym i Warszawa, mogą się obrócić przeciwko nim.

– Unia Europejska jest największym eksporterem i największym inwestorem na świecie i w efekcie przegrałaby przy większym protekcjonizmie – powiedział. – Dyskusja na temat reformy konkurencji będzie się nadal toczyć, podobnie jak dyskusja o handlu.

– Wiele krajów, na czele z Francją, podjęło tę inicjatywę – dodał De Gucht. – Takie naciski istniały zawsze, ale teraz mogą stać się bardziej intensywne. Oni chcą bardziej politycznej Komisji. Myślę, że Komisja zawsze była dość polityczna, ale tym razem jej polityka nie pasuje już państwom członkowskim.

Oznaką pogłębiającego się zaniepokojenia w liberalnych krajach Europy z powodu protekcjonistycznych pomysłów w kwestii handlu i przemysłu, jakie przedstawia Francja, jest próba utworzenia przez Szwecję konkurencyjnego bloku.

Sztokholm zaprosił na przyszły wtorek pięć krajów (Danię, Finlandię, Czechy, Holandię i Niemcy) na spotkanie "krajów o podobnych poglądach", co jest postrzegane jako przeciwwaga dla francuskich planów działania.

Najbardziej interesujące jest to, że zaproszono Niemcy, akurat wtedy, kiedy dołączyły do Paryża, naciskając na rozluźnienie zasad antymonopolowych. Niemcy, będąc potężnym eksporterem, mają jednak także liberalne instynkty. Ostateczny los polityki przemysłowej UE będzie więc zapewne zależał od tego, w którym kierunku w końcu pójdzie wahający się Berlin.

Tanja Alemany, rzeczniczka niemieckiego ministerstwa gospodarki, odrzuciła sugestię, że w wezwaniu Berlina do zmian w prawie konkurencji łamane jest jakieś tabu. – O ile mi wiadomo, państwa członkowskie mogą przekazywać Komisji Europejskiej dobre rady, jeśli już je mają – powiedziała.

Święte unijne traktaty

Kilku unijnych weteranów wysokiego szczebla wyraziło jednak niepokój w związku z arogancką postawą kwartetu wobec świętości gwarantujących niezależność przepisów o konkurencji.

Mario Monti, były unijny komisarz ds. konkurencji i włoski premier, powiedział, że dla wspólnoty byłoby "samobójstwem podważanie wiarygodności polityki konkurencji" i dodał, że ton przyjęty przez cztery kraje wygląda na okazywanie "braku szacunku wobec kompetencji przyznanych Unii w traktatach".

– Gdybym był komisarzem, najpierw zwróciłbym uwagę tych czterech krajów na zasady regulujące kto jest za co odpowiedzialny w Europie – powiedział Monti.

Franklin Dehousse, profesor prawa i były sędzia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, zgodził się, że presja ze strony czwórki może zaszkodzić samej istocie UE.

– Cel, jakim jest posiadanie niezależnej Komisji, jest wyjątkowy. Komisja ma za zadanie reprezentować interes ogólny. Jeśli to naruszamy, to podważamy główne filary unijnej architektury – powiedział.

Rzeczywiście, Traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej stanowi w art. 245: "Państwa Członkowskie szanują niezależność [komisarzy] i nie dążą do wywierania na nich wpływu przy wykonywaniu przez nich zadań".

De Gucht dodał, że nie ma potrzeby, aby Vestager podejmowała jakieś natychmiastowe działania. – Mogą napisać list, ale on nie ma mocy prawnej – powiedział.

Sama duńska wiceprzewodnicząca Komisji nie wykazuje żadnych oznak pośpiechu. Już wcześniej sygnalizowała, że porażka fuzji Alstom-Siemens byłaby złą podstawą do wstrząsania polityką konkurencji.

W rozmowie z niemieckim dziennikiem Handelsblatt w tym tygodniu upierała się przy swoim stanowisku.

Mimo że Francja i Niemcy żądają, by w ciągu kilku tygodni powstał plan działania w sprawie nowego podejścia do konkurencji, Vestager odpowiedziała ze swoją zwyczajową miną Sfinksa, że reformy nie mogą następować "z dnia na dzień".

W Paryżu i Berlinie wiedzą, że to oznacza, iż nie jest w nastroju do podnoszenia białej flagi.

Europejski parlamentarzysta Carlo Calenda, były włoski minister handlu, powiedział, że potrzeba by było więcej niż tylko listu, by zmusić ją do zmiany kursu.

– Vestager jest twarda. Z łatwością przeciwstawi się krajom członkowskim – prorokuje.

Autorzy: Christian Oliver, Simon Van Dorpe i Giorgio Leali

Redakcja: Michał Broniatowski