Brexit: Co teraz?
by Michał Michalak31 stycznia Wielka Brytania opuszcza Unię Europejską. To jednak wcale nie kończy brexitowego serialu. On się dopiero rozkręca i jeszcze niejeden zwrot akcji przed nami. Najbliższe miesiące będą okresem najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych negocjacji między Brukselą a Londynem.
O północy z piątku na sobotę żaden kataklizm, żadne gospodarczo-społeczno-polityczne trzęsienie ziemi nie nastąpi. Żywności i leków nie zabraknie, ciężarówki nie utkną w Eurotunelu, pasażerowie nie zostaną uziemieni na lotniskach. Ba, można wręcz powiedzieć, że z początku nie zmieni się prawie nic. Wielka Brytania wchodzi bowiem w okres przejściowy. Będziemy więc mieli tzw. uporządkowany brexit, jednak będzie to porządek tymczasowy i pełen pułapek.
W okresie przejściowym Wielka Brytania pozostanie członkiem wspólnego rynku, nadal będzie w unii celnej ze Wspólnotą, wciąż będzie można swobodnie przekraczać granicę w ramach UE. Ponadto Wielka Brytania będzie dalej płaciła składki członkowskie i będzie podlegać europejskiemu prawu. Jednocześnie Brytyjczycy nie będą już mieli prawa głosu, nie będzie ich ani w Parlamencie Europejskim, ani w Komisji Europejskiej, ani na spotkaniach Rady Europejskiej.
Dobrze państwo czytają - Wielka Brytania nadal będzie płacić, ale już nie będzie miała nic do powiedzenia. Tymczasowo.
Wszystko po to, by brexit odbył się w sposób płynny i możliwie bezbolesny.
Jednak to, co się wydarzy 31 stycznia - wyjście Wielkiej Brytanii z UE "na papierze" - definitywnie przesądza, że nie ma już odwrotu. Żadne referendum, żadna decyzja rządu czy parlamentu już nie sprawi, że Londyn z dnia na dzień wróci na łono Wspólnoty. Klamka zapadła. Wielka Brytania będzie poza Unią.
Co trzeba jeszcze wynegocjować
Okres przejściowy domyślnie potrwać ma do końca 2020 roku. Jednak do 30 czerwca UE i Wielka Brytania podejmą decyzję, czy przedłużają ten okres (maksymalnie o dwa lata). Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson stanowczo zapowiada, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Okres przejściowy - wedle jego słów - ma się zakończyć 31 grudnia 2020 roku.
W tym czasie, a więc w najbliższych 11 miesiącach, Londyn i Bruksela będą negocjować złożoną umowę handlową - i dopiero ta umowa ustanowi ostateczny kształt relacji między Wielką Brytanią a Unią Europejską.
Obszarów negocjacji jest całe mnóstwo - taryfy i cła (a w zamierzeniu wolny handel, czyli zniesienie większości taryf i ceł), współpraca regulacyjna (wspólne normy dla żywności, leków itd.), arbitraż (jak rozwiązywać spory prawne np. między inwestorem a rządem), zasady przekraczania granicy (wizy), współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa (np. czym zastąpić Europejski Nakaz Aresztowania), współpraca w zakresie zwalczania przestępczości finansowej (jak wiadomo kapitał nie uznaje granic), kwestie połowu ryb, współpraca w kosmosie czy w kwestiach wspólnych sankcji... Zmęczeni? Takie też będą te negocjacje - potwornie męczące, zawiłe, trudne.
Osobną kwestią jest Irlandia Północna. Właśnie o tę część Zjednoczonego Królestwa przez ostatnie trzy lata toczyły się najbardziej zażarte boje. Problem wydawał się wręcz nie do rozwiązania. Boris Johnson w końcu wymyślił, że Irlandia Północna jednak będzie miała odrębny status (rozzłościło to północnoirlandzkich unionistów) - pozostanie w unii celnej ze Wspólnotą, co pozwoli uniknąć twardej granicy na irlandzkiej wyspie. Pojawia się jednak kwestia przepływu towarów między Irlandią Północną a Wielką Brytanią, a konkretnie - jak je kontrolować.
Ambicje i obietnice
Kiedy jesienią rozmawialiśmy w Brukseli z unijnymi negocjatorami, twierdzili oni, że tak kompleksowej umowy nie da się wynegocjować w 11 miesięcy. Jednak Boris Johnson pozostaje nieprzejednany - obiecuje, że do końca grudnia sprawa będzie załatwiona.
A to nie wszystko, co obiecuje. Johnson zapowiada, że Wielka Brytania po 2020 roku: nie będzie częścią wspólnego rynku, opuści unię celną (za wyjątkiem Irlandii Północnej), zakończona zostanie swoboda przepływu osób, ponadto Londyn nie będzie płacić składek Brukseli i nie będzie podlegać unijnemu prawu.
Ambicje i obietnice Johnsona z jednej strony i unijne interesy oraz niespieszna brukselska machina z drugiej sprawiają, że doprowadzenie do porozumienia w 11 miesięcy będzie wręcz arcydziełem negocjacji.
Co jeśli się nie uda? Wówczas wraca temat brexitu bezumownego. Gdyby negocjatorzy nie zdołali wypracować porozumienia, a jednocześnie Johnson uparł się na zakończenie okresu przejściowego 31 grudnia 2020 r., to 1 stycznia 2021 r. nastąpi twardy brexit - wejdą w życie taryfy i cła zgodnie z regułami Światowej Organizacji Handlu i będą musiały pojawić się kontrole graniczne (umowa rozwodowa - ta, która wprowadza okres przejściowy - gwarantuje jednak pozostanie Irlandii Północnej w unii celnej; tam więc infrastruktury granicznej nie będzie).
Dodajmy zarazem, że twardy brexit nie uniemożliwi Londynowi i Brukseli dalej negocjować umowy handlowej. Co więcej, już teraz Wielka Brytania może wypracowywać takie porozumienia z innymi państwami np. z Japonią czy ze Stanami Zjednoczonymi, na co ostrzą sobie zęby Donald Trump i Boris Johnson.
Pytanie finałowe: Czy Brytyjczykom będzie się żyło lepiej?
Przebieg wypadków uważnie śledzą trzy miliony obywateli UE mieszkających na Wyspach - w tym 900 tys. Polaków. By pozostać w Wielkiej Brytanii, będą musieli uzyskać status osoby osiedlonej lub status osoby tymczasowo osiedlonej. Według raportu rządowej agencji MAC (Migration Advisory Committee) zakończenie swobodnego przepływu osób w ogólnym rozrachunku spowolni wzrost gospodarczy Wielkiej Brytanii.
Boris Johnson, który swoje imponujące wyborcze zwycięstwo i swoją popularność zbudował na obietnicy załatwienia i zamknięcia sprawy brexitu, stoi przed historycznym wyzwaniem. Wyborcy rozliczą go nie tylko z tego, jak sprawnie będzie pchał do przodu negocjacje z UE, Stanami czy Japonią, ale przede wszystkim z tego, jak brexit odbije się na codziennym życiu Brytyjczyków. A tu znaków zapytania jest najwięcej.