Grodzki uczy swoich wyborców na kogo trzeba się oglądać, czyli żałosne kompleksy elit III RP
by Jakub MaciejewskiMarszałek Grodzki tłumaczył na spotkaniu Klubu Obywatelskiego w Rzeszowie sytuację Polski w Unii Europejskiej.
Bo my, trzeba powiedzieć, z prymusa staliśmy się kłopotem Unii Europejskiej. Ten wirus, jak koronawirus… w Brukseli się boją, że on się zacznie rozszerzać. To już są Węgry, już innych korci.
Już pominę to porównanie konserwatyzmu do wirusa, bo próżno wypatrywać tu obrońców tolerancji i tropicieli mowy nienawiści („tęczowa zaraza” zabolała, a prawicowość jak koronawirus się podoba?), ale znowu odświeża się nam to straszenie „Zachodem”, co o nas pomyślą, ta narracja od trzech dekad wpajana Polakom, że „na Zachodzie to się z nas śmieją”, jakby te kobiety na ulicach Paryża czy Sztokholmu przemykające ze strachem przed muzułmanami w ciemnych uliczkach, nie miały nic innego do roboty jak tylko troskę o pracę dla prof. Małgorzaty Gersdorf albo interpretacje Konstytucji RP, ta właśnie niedorzeczna narracja wraca w ustach Trzeciej Osoby w Państwie.
I tak oto marszałek Grodzki tłumaczy cierpliwie, że się w Brukseli boją o demokrację w Polskę, że przykład Polski porwie inne kraje, że liberalizm nie wszędzie będzie religią panującą i, patrzcie, już nie jesteśmy prymusem.
Przypomina się inny przedstawiciel tej samej elity, Mieczysław Rakowski, świętej pamięci nie tylko I sekretarz PZPR ale przez dekady redaktor naczelny komunistycznego pisemka „Polityka”. Taki był to światowy człowiek, a jego tygodnik był taki opiniotwórczy, antyamerykański, europosceptyczny i prosowiecki, ale w tym poczuciu przynależności do establishmentu kompleksów nie brakowało.
Wizyta Sartre’a i jego żony w naszej redakcji to jeszcze jeden dowód, że nie jesteśmy pismem zaściankowym.
-pisał Rakowski po rozmowie z francuskim pisarzem, komunizującym, łgającym na Zachodzie jaki to Związek Sowiecki jest przodujący w sprawiedliwości społecznej, po prawdzie to i hochsztaplerze intelektualnym, żyjącym w pokracznym relacjach ze swoimi kobietami, postaci ze wszech miar niesympatycznej, ale - nieważne! Bo to człowiek „Zachodu”, lepszego świata, on do nas zawitał, więc nie jesteśmy zaściankiem!
To samo kacykowe myślenie mamy i u dzisiejszych elit - nie patrzą czy krytyka Polski jest słuszna czy niesłuszna, patrzą tylko czy płynie z mitycznej Agory, jakiejś wyobrażonej przez nich wyższej cywilizacji.
Oczywiście certyfikatu zachodniości dotyczy nie tyle bycia zachodnim intelektualistą - bo wtedy taki Balcerowicz musiałby się zawinąć pod łóżko, skoro noblista z dziedziny ekonomii za rok 1999 Robert Mundell nazywał jego reformy „partactwem w polityce gospodarczej na niespotykaną skalę”, ale chodzi o taki sobie selektywnie wyznaczony Zachód - lewicowo-liberalny. Bruksela się boi - bójmy się i my. Tak samo ostatnio Gazeta Wyborcza płakała że Zachód nie rozumie kupna przez polski LOT niemieckich linii lotniczych, tak samo swoim czytelnikom wmawiała że to Zachód ekscytuje się marszem 1000 tóg i tak samo twierdzi, że jeśli na Zachodzie płci jest dziesięć czy piętnaście to i nam nie wolno tak po zaściankowemu mówić, że małżeństwo to kobieta i mężczyzna.
Dzięki Bogu coś się w Polsce zmieniło przez ostatnie lata, certyfikat zachodniości nie wystarczy, by mieć rację i nie wystarczy byśmy na wizytę Sartra wychodzili z zaścianka, no i zaścianek nasz okazuje się niezgorszy od współczesnych salonów.
Tylko niech się ten nasz establishment nie dziwi, że ich związki z polskością oceniamy jako luźne - skoro największym wyznacznikiem ich myślenia jest to, co w innych stolicach o Polsce powiedzą.