Polak z wycieczkowca "Costa Smeralda": Gdyby ktoś był chory, to cały statek byłby zarażony
by Krzysztof ZasadaWszyscy odetchnęliśmy z ulgą - mówi Polak podróżujący wycieczkowcem "Costa Smeralda", na którym było podejrzenie korona wirusa. Statek był zablokowany w porcie niedaleko Rzymu. Ostatecznie u dwojga pasażerów z Chin nie potwierdzono choroby.
Pan Artur, z którym rozmawiał nasz dziennikarz, stwierdził, że organizatorzy wycieczki nie mają procedur na tego rodzaju kryzys.
Zastrzeżenia wielu pasażerów wzbudziły decyzje szefostwa załogi o tym, by przez wiele godzin przetrzymywać ich stłoczonych w trzech pomieszczeniach. Gdyby na statku był wirus, bardzo szybko by się rozprzestrzenił - twierdzi pan Artur. Według niego całkowicie zawiodła też komunikacja.
My się w sumie o całej sytuacji dowiadujemy z internetu i z SMS-ów od osób w kraju. Załoga kręci, mataczy. W sumie gdyby faktycznie był ktoś chory, to statek byłby zarażony w ciągu jednego dnia - mówi pan Artur.
Przez kilkanaście godzin pasażerowie byli uwięzieni na wycieczkowcu. Umożliwiono im zejście ze statku dopiero rano.
Wycieczkowiec "Costa Smeralda" został unieruchomiony w porcie w mieście Civitavecchia koło Wiecznego Miasta w związku z podejrzeniem koronawirusa u pasażerki z Chin i jej męża. Wszystkim 6 tysiącom pasażerów zabroniono opuszczenia pokładu. Badania wykluczyły jednak obecność wirusa. Alarm odwołano.
Zobacz również:
UE kontra koronawirus. Możliwe nadzwyczajne spotkanie unijnych ministrów