Puchar Świata. Trudna miłość do Sapporo. Skok życia z przeszkodami Wojciecha Fortuny
by Szymon ŁożyńskiOddał skok życia. Czech krzyczał "przerwać". Kanadyjczyk wstawił się za nim. I tak w Sapporo napisała się historia. - A gdybym towarzyszowi przyp***, to nic by z tego nie było - mówi Wojciech Fortuna.
- Szukał mnie w Zakopanem. W Urzędzie Miasta powiedzieli, że przeprowadziłem się na Suwalszczyznę. 700 kilometrów go nie przeraziło. Wsiadł i przyjechał do mnie. Słowa dotrzymał. I wtedy żeśmy powspominali - mówi .
Kilka miesięcy temu polskiego mistrza odwiedził Walter Steiner. Szwajcar, który na igrzyskach przegrał złoto z Polakiem zaledwie o 0,1 punktu. Emocje sportowe ich nie skłóciły. Zostali przyjaciółmi. Usiedli sobie przy stawie. Wyciągnęli wędki. Łowili ryby i zaczęli wspominać. Wszystko zaczęło się jeszcze w Polsce w 1972 roku.
Czytaj także: alarm w polskich skokach narciarskich. W Zakopanem padły propozycje rozwiązania problemów
"To że kilka razy wygraliście kwalifikacje, nie świadczy o tym, że pojedziecie na igrzyska. Nie wyślemy was tam, bo nie macie rutyny" - powiedział jeden z komunistycznych towarzyszy do Fortuny. Poczuł się, jakby dostał z liścia w twarz. Skakał daleko, chciał góry przenosić, wywalczył sobie wyjazd. Jedna osoba chciała to wszystko skreślić.
- Do dzisiaj dziwię się, że mu wtedy nie przyp***. Gdybym to jednak zrobił, złota nie byłoby - wspomina. W kraju wybuchła afera. "Jak to ma nie jechać? Przecież jest w wysokiej formie" - pisali dziennikarze. Trenerzy interweniowali i towarzysz się ugiął. Dostał paszport, kwity, że ma szczepienia, strój olimpijski i ruszył w przygodę życia.
Z Warszawy do Paryża, z Paryża na Alaskę, potem do Tokio i Sapporo. - Podróż była cudowna - mówi Fortuna. Siedział w fotelu samolotu i marzył. Marzył, że zdobędzie medal i jego życie zupełnie się zmieni. Że zarobi kilkaset dolarów, kupi sobie działkę, wybuduje dom i nie będzie żył na garnuszku rodziców.
Realia były jednak inne. - Zostałem dwukrotnie oszukany - przyznaje. Na mniejszej skoczni zajął szóste miejsce. Poszedł odebrać nagrodę, 150 dolarów. Złożył podpis, wziął kopertę i wyszedł. Otwiera ją, a tam tylko 50 dolarów. Wraca. Bezczelnie uśmiechający się towarzysz już czeka na niego i mówi: "Jesteśmy na innym kontynencie, nam są potrzebne pieniądze. Jak wam się nie podoba, to nie musicie skakać".
Czuje się bezradny. Zarobił poważne na tamte czasy pieniądze, a został oszukany. Nie rozumie jeszcze tamtych czasów, więc walczy o swoje. Poskarżył się trenerom. "Ten skur*** zabrał sobie 100 dolarów, a Wojtkowi zostawił 50" - skomentowali szkoleniowcy. Nic nie mogli jednak zrobić.
Drugi raz dostał w twarz, ale szedł dalej. Czekała na niego duża skocznia, którą bardziej lubił. Był zmotywowany. Czuł, że jest mocny. Towarzysz może mu zabrać kasę, ale na skoczni jest on sam. Sam z myślami i swoją formą. Treningi miał udane. Był pewny siebie. Do tego stopnia, że kazał trenerowi losować numer startowy z trzeciej grupy.
- Po skokach zawodników z pierwszej i drugiej grupy mogli przerwać konkurs, a z trzeciej już nie - tłumaczy Fortuna. - Ale i tak kombinowali, jak tylko się dało - dodaje. Czapeczka ubrana, jest sygnał do startu i rusza z dziupli. Mocne wybicie, pięknie równolegle prowadzi narty. 111 metrów! "Skok życia" - krzyczą komentatorzy. Rywale łapią się za głowę.
Czeski sędzia krzyczy "przerwać zawody". Zbiera się komisja sędziowska. "Fortuna był szósty na skoczni mniejszej, jest dobry i nikt dalej od niego nie skoczy. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, skaczemy dalej" - powiedział kanadyjski sędzia. Przekonał resztę. Zawody kontynuowano. Nikt nie skoczył dalej. Polak prowadzi na półmetku!
- Potem zaczęło wiać. Doszły nerwy. Skoki były krótkie - wspomina Fortuna. Był jednak o krok od złota igrzysk olimpijskich. Skoczył 87,5 metra. - I te pół metra zadecydowało o wszystkim. Złoto dla Polaka! Fortuna mistrzem olimpijskim! Szwajcar Steiner pokonany o 0,1 punktu!
Medal odebrany, czas na nagrodę. Tym razem w kopercie miało czekać 300 dolarów. Idealnie na kupno działki w Zakopanem. - Wiedziałem, że i tak nie będzie tam pełnej sumy - mówi. Poszedł do biura. Pokwitował. Tym razem kopertę otworzył już przy działaczu. Było 150 dolarów. "Był pan bardziej uczciwy, bo tym razem podzielił się pan ze mną na pół" - powiedział mistrz olimpijski. Schował pieniądze, nie słuchał już komunistycznej gadki.
Czytaj także: Jakub Kot: Nigdy nie będę Walterem Hoferem. Atmosfera ze skoczni przenika do domu
W glorii chwały wraca do kraju. Zabrali go do komitetu centralnego. Medal miał na szyi. Przed spotkaniem z pierwszym sekretarzem opiekun Fortuny zdjął mu medal i wypalił: "Towarzysze przywiozłem wam złoty medal olimpijski". - Jak to usłyszałem, to nie miałem już nic do powiedzenia - wspomina Fortuna.
Chodził po zakładach pracy, zbierał kolejne ordery. - Gdybym je sobie wszystkie przypiął, to wyglądałbym jak Leonid Breżniew. Wszystkie odznaczenia spakowałem już do kartonu. Naoglądałem się tego PRL-u wystarczająco - mówi.
- To się rozgadałem. Starczy na dzisiaj, bo już rybki nie biorą - mówi Fortuna. - Zdążymy się jeszcze nagadać. Za rok znów cię przecież odwiedzę i dalej będziemy wspominać - odpowiada Steiner. Spotkanie przyjaciół kończy się, ale życie to sportowe i codzienne trwa dalej.
W sobotę i niedzielę Fortuna znów przypomni sobie swój sukces. - Bo ja Sapporo wciąż kocham - zapewnia i dodaje. - Łezka się w oku kręci, ale nigdy nie beczałem z radości. To magiczna dla nas skocznia. Wygrywali tutaj Adaś, Kamil, Maciek. Nie mogę doczekać się na każdy kolejny konkurs.
Fortuna otworzył drzwi do następnych sukcesów Polaków w Sapporo. 35 lat później mistrzem świata został Adam Małysz. Konkursy wygrywali Kot oraz Stoch, rekordzista Okurayamy. Duch sukcesu Fortuny cały czas się tam unosi. Napędza Polaków do kolejnych zwycięstw.
Tym razem do Sapporo w znakomitej formie przylecieli Dawid Kubacki i Stoch. Obaj będą walczyć o ścisłą czołówkę. Początek sobotniego konkursu PŚ o 8:30 czasu polskiego, a niedzielnego o 2:00 w nocy. Transmisja w TVP 1, TVP Sport i Eurosporcie 2.
Oglądaj online zawody Pucharu Świata w Sapporo przez cały weekend!
WP SportoweFakty