Pracował z nim osobiście. Artur Pacek opowiada o treningach z Kobem Bryantem. "Inspirował. Był tytanem pracy".
by Patryk PankowiakPoznał go osobiście podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie, a wrażenie, które na nim wywarł, zainspirowało go w jego zawodowej karierze. Trener przygotowania motorycznego, Artur Pacek wspomina zmarłego Kobego Bryanta.
Kiedy w 2011 roku słynny Tim Grover odpowiedział na jego wiadomość i zaprosił do Stanów Zjednoczonych nie był pewien, co to oznacza, ani też, co przyniesie. Okazało się, że tak właśnie rozpoczęła się jego "misja" i obsesja w dążeniu do doskonałości w tym, co robi.
Artur Pacek trafił pod skrzydła człowieka, który przez 15 lat był trenerem personalnym Michaela Jordana. Trenował również innego legendarnego zawodnika, Kobego Bryanta. Wtedy to, stawiający dopiero pierwsze kroki w dziedzinie przygotowania motorycznego Polak ze Słupska, miał możliwość poznać jednego z najlepszych i najciężej pracującego koszykarza w historii. To musiało być inspirujące.
Jeśli stworzylibyśmy listę najwybitniejszych sportowców, to on byłby bez wątpienia na samym szczycie
Wiadomość z niedzieli o tym, że helikopter z Kobem Bryantem i jego córką na pokładzie się rozbił, wstrząsnęła dosłownie wszystkimi. Artur Pacek był zdruzgotany. - Jest to wielka tragedia i to nie tylko dla całego społeczeństwa sportowego. Odszedł od nas nie tylko wybitny sportowiec, ale przede wszystkim ojciec, mąż, biznesmen. Jeśli stworzylibyśmy listę najwybitniejszych sportowców, to on byłby bez wątpienia na samym szczycie - mówi Artur Pacek, który osobiście poznał Kobego Bryanta podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku.
- Wiele osób mówi o nim, że jest legendą. Moim zdaniem stał się ikoną... Czuję, jakbym stracił starszego brata. Nie spałem całą noc… Rozmawiałem z moja zoną Martą na temat tej tragedii i było nam ciężko to zrozumieć. Myśleliśmy o tym, co czuje teraz Vanessa (żona Bryanta przyp. red) i że to musi być czymś potwornym - dodaje Artur Pacek.
Podczas spotkania z ikoną, jak sam nazwał Bryanta Pacek, urzekło go jego zamiłowanie do ciężkiej, wręcz tytanicznej pracy. Przekonał się też, że to, co o nim słyszał, jest prawdą. Wylany pot na treningach zaprocentuje. Tego nauczył się od Bryanta, co później wpajał swoim podopiecznym.
Atrur Pacek trenował wspólnie z legendarnym zawodnikiem podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Zapytaliśmy go, co najbardziej zapamięta ze spotkania z Kobem Bryantem. Są trzy sytuacje - odparł.
"To co? Bierzemy się do pracy?"
- Pierwsza. Moment przywitania. Nie chodziło tu nawet o fakt poznania tak znanej postaci, a o jego słowa, które wtedy wypowiedział. Cześć, jestem Artur, miło mi Ciebie poznać. Cześć, jestem Kobe, wspominał mi o Tobie trener. Chwila ciszy... To co?! Bierzemy się do roboty!? Wywarło to na mnie wielkie wrażenie. Cały czas "fokus" (skupienie przyp. red) na pracę i bycie najlepszym. Nie było chwili wytchnienia.
"Jedno ćwiczenie przez godzinę na 100-procentach intensywności"
- Druga. Kiedy byłem na treningu w hali i obserwowałem jego trening. Ćwiczył on jedno zagranie. Rzut z odchylenia. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że robił to tylko z jednej strony kosza, na stuprocentowej, maksymalnej intensywności przez blisko godzinę. Te osoby, które są związane z koszykówką, wiedzą, że dla większości jest to coś nieosiągalnego.
Czytaj także: Śmierć Kobe'ego Bryanta. Wzruszające oświadczenie Los Angeles Lakers
"Poszedł o 6:00 rano na salę i biegał linię"
- Trzecia. W trakcie przerwy pomiędzy meczem Argentyna – Australia (2 dni)
Kobe, dzień po meczu z Argentyną i na dzień przed meczem z Australią dotarł o 6 rano na salę i biegał popularne linie przez 30 minut w różnych sekwencjach. Dla "niewtajemniczonych", bieganie linii to bieganie od linii końcowej do końcowej boiska do koszykówki. Generalnie koszykarze tego nienawidzą. Z parkietu schodził zlany potem.
Kobe Bryant był tytanem pracy
Jego obsesyjne dążenie do celu budziło szacunek, a u niektórych nawet przerażenie. Kiedy konkurencja spała, on nie marnował czasu. Trenował o bardzo wczesnych porach, a także późnymi wieczorami.
- Jego precyzja, dążenie do celu, jego alter ego Black Mamby to coś, co ciężko opisać. Ale budzi to szacunek, respekt, choć w niektórych zapewne strach. Te kilka dni spędzonych z nim dało mi więcej niż sto przeczytanych książek - opowiada Pacek w rozmowie z naszym portalem.
Ostatni mecz BM Slam Stali z HydroTruckiem Radom rozpoczął się po 24 sekundach ciszy, które były poświęcone pamięci Kobego Bryanta i ofiar tragedii. Artur Pacek na cześć zmarłego koszykarza założył koszulkę jego marki.
Czytaj także: Śmierć Kobego Bryanta. Nowe doniesienia w śledztwie. Może pomóc to nagranie (wideo)
- Napisałem wiadomość do właściciela Pawła Matuszewskiego i zapytałem, czy mogę wyjątkowo na ten mecz założyć koszulkę Kobe'go, bo jest to dla mnie bardzo ważne. Chciałem okazać w ten sposób szacunek i powagę dla całej sytuacji i solidarność z pogrążoną w smutku rodziną - opisuje trener przygotowania motorycznego ostrowskiego klubu.
Inspirował nie tylko koszykarsko
- Na pewno inspirował on wielu zawodników, z którymi pracowałem. Nie chcę mówić tylko i wyłącznie o umiejętnościach koszykarskich, ale uwielbiam obserwować zachowania zawodników, ich poziom skupienia i podejście do procesu.
Wspomina on pracę ze swoimi podopiecznymi i to, jak Kobe Bryant wpływał na innych koszykarzy w Polsce. Artur Pacek opowiedział też kilka historii, które dotyczyły jego podopiecznych.
- Uwielbiam obserwować zawodników i analizować to, jak się zachowują. Jak trenują i jakie mają obyczaje, etykę pracy. W podświadomości porównuje ich do Kobego. On wyznaczał wszelkie wartości - mówi ceniony trener przygotowania motorycznego w rozmowie z naszym portalem.
Oto kilka przykładów oddziaływania "Mentalności Mamby", które wymienił Pacek:
- Imponował mi Jakub Dłoniak, kiedy w 2012 przygotowywaliśmy się do nadchodzącego sezonu. Został wtedy królem strzelców. Jego skupienie i intensywność na treningach sprawiała, że bardzo często musieliśmy przerywać, aby mógł… zwymiotować z wycieńczenia. Szybko wycierał twarz i wracał do roboty.
Czytaj także: Michał Michalak: Kobe Bryant jest dla mnie wzorem do naśladowania
- Krzysztof Szubarga naprawdę harował, żeby wrócić do pełnej sprawności po kontuzji. Jego zaangażowanie w treningi, skupienie i chęć udowodnienia wszystkim, że za wcześnie go skreślają zaowocowało nagrodą dla najlepszego Polaka w lidze i najlepszego strzelca.
- W przypadku Artura Mielczarka, dzięki reżimowi cały czas robił postępy i stawał się inspiracją dla wielu innych kolegów, motywował do jeszcze cięższej pracy.
- Z Michałem Chylińskim miałem okazję spędzić cały sezon, za co jestem mu niezwykle wdzięczny. Jego profesjonalizm, poświęcenie, zmysł rywalizacji i IQ koszykarskie bardzo mi imponują. Wykonał blisko 40-procent więcej treningów na siłowni podczas sezonu, niż inni zawodnicy. Był tak zdeterminowany do stawania się lepszym, że robił wszystko, żeby tak się stało.
- Michał Michalak, który czekał na podpisanie kontraktu w nowym klubie, ćwiczył z uporem maniaka. Odciął się od rzeczywistości, a nawet przez kilka miesięcy "zamknął" się w siłowni. Teraz rozgrywa swój najlepszy sezon w karierze.
WP SportoweFakty