Maciej Rosołek: Po meczu z Lechem trzy dni odpisywałem na SMS-y
by Marcin Szymczyk- W Siedlcach wszyscy kibicują Legii i nie inaczej było ze mną. Jeśli jako dziecko oglądałem mecz ekstraklasy, interesował mnie tylko ten jeden zespół. Miałem plecaki, piórniki w barwach Legii czy Manchesteru United, któremu też kibicuję. Prosiłem mamę, by mi je kupowała. Marzyłem o tym, by kiedyś zostać piłkarzem Legii i wystąpić przy Łazienkowskiej, ale gdy grałem w Siedlcach, konkretne oferty były najpierw z innych klubów - opowiada w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" piłkarz Legii, Maciej Rosołek.
- Jestem osobą nieśmiałą. Gdy wchodzę do nowej drużyny, obserwuję co się dzieje wokół, nie działam na zasadzie „hop do przodu”. Z adaptacją po przenosinach do Legii nie miałem większych problemów, głównie dlatego, że znałem wielu chłopaków. Przed moim transferem graliśmy razem w kadrze Mazowsza, było tam 10 chłopaków z Legii. Wygraliśmy mistrzostwo kraju, a ja zostałem królem strzelców. Gdy z kolei trafiłem do pierwszego zespołu, przez dwa, trzy dni miałem pewne opory. Artur Jędrzejczyk powiedział: „Nie czuj się jak obcy. Jesteś jednym z nas”. Pomógł mi wtedy, ale inni zawodnicy też byli w porządku.
W rezerwach Legii grał pan przeciwko Polonii Warszawa. Traktował pan szczególnie takie spotkania?
- Trener nie musiał mnie na nie mobilizować. Był mecz, który wygraliśmy 3:0, a ja wykorzystałem dwa rzuty karne. Zdarzało się jednak również, że byłem przemotywowany. Za bardzo chciałem coś udowodnić i efekt był mizerny. Pamiętam spotkanie, które wygraliśmy przy Konwiktorskiej 6:0. Miałem wtedy 16 lat i za wszelką cenę chciałem zdobyć bramkę. Wszedłem z ławki i zmarnowałem trzy świetne sytuacje. Nic nie wpadło. Wtedy jeszcze miałem w sobie trochę z płaczka. Po końcowym gwizdku odwróciłem się, zdjąłem rękawiczki, zacząłem rzucać nimi o ziemię i przeklinać. Dziś bym się tak nie zachował.
Wchodzi pan na boisko w meczu z Lechem w 76. minucie i po dwóch minutach strzela gola, decydującego o wygranej nad największym rywalem. Po spotkaniu uruchamia pan telefon. Ile było wiadomości?
- Ciężko było je zliczyć. Wychowano mnie tak, że jak ktoś do mnie pisze, zawsze staram się odpowiedzieć. Tu zrobiłem podobnie, ale odpisanie na wszystkie wiadomości zajęło mi trzy dni.
Podobno trener Aleksandar Vuković sugerował panu przed spotkaniem, że wejdzie pan na boisko.
- Po meczu dowiedziałem się, że byłem nawet brany pod uwagę do gry w pierwszym składzie. Rzeczywiście, gdy na treningach poprzedzających mecz z Lechem szlifowaliśmy taktykę, byłem często ustawiany w pierwszej jedenastce. Trener uznał jednak po kilku dniach, że to za wcześnie i podjął dobrą decyzję. Dzień przed spotkaniem, gdy jechaliśmy do hotelu, powiedział mi: „Bądź gotowy. Dostaniesz szansę”. Wtedy się domyśliłem, że pewnie wejdę na boisko.
Zapis całej rozmowy z Maciejem Rosołkiem można przeczytać w piątkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego"