https://ocdn.eu/pulscms-transforms/1/zR_k9kpTURBXy85ODZmOWE5ODU4OTJiZTg1M2JlYjdjYzgyMDYyM2Y5Zi5qcGeTlQMAXc0LuM0Gl5MFzQMUzQG8kwmmM2M3MGMxBoGhMAE/peter-kildemand.jpg
Peter KildemandFoto: Marcin Karczewski/Presssfocus / Newspix

Kildemand już nie wróci do elity? „Wiecznie się nie trafia w totolotka”!

by

Grand Prix Słowenii w Krsko, wygrane 30 kwietnia 2016 roku - to był ostatni wielki popis Petera Kildemanda. Od tego czasu Duńczyk zaczął błyskawicznie obsuwać się w żużlowej hierarchii. - Nie wierzę by jeszcze kiedyś był w stanie nawiązać równorzędną walkę z czołowymi zawodnikami Grand Prix - ocenił były reprezentant Polski, Jan Krzystyniak.

Kildemand chociaż sezon 2016 zaczął od wygranej, to nie zdołał utrzymać się w cyklu mistrzostw świata. W PGE Ekstralidze też z roku na rok spisywał się gorzej. W barwach Fogo Unii Leszno było już bardzo przeciętnie (średnia 1,404 w 2016 roku i 1,479 rok później), w tarnowskiej Unii jeszcze gorzej (1,346 pkt/bieg), a tegoroczny wkład w dorobek Stali Gorzów, to już był totalny obraz nędzy i rozpaczy (średnia 0,979 pkt/bieg).

Dlatego wybór w listopadowym oknie transferowym oferty pierwszoligowego Zdunek Wybrzeża Gdańsk wszyscy przyjęli ze zrozumieniem. - Moim zdaniem zrobił to jednak o parę lat za późno. Już po dwóch kiepskich sezonach w Lesznie powinien poważnie się nam swoją przyszłością zastanowić. Nie wierzę by jeszcze kiedyś był w stanie nawiązać równorzędną walkę z czołowymi zawodnikami Grand Prix. W pierwszej lidze na pewno będzie punktował znacznie lepiej, niż w PGE Ekstralidze, ale to tylko dlatego, że rywale będą mniej wymagający. W mistrzostwach świata i najwyższej polskiej lidze specjalnie miejsca dla niego nie widzę. W końcu ma już 30 lat! To, że wygrał kiedyś dwa turnieje Grand Prix nic nie znaczy. Trafiło się. Ludziom też czasem uda się trafić w totolotka, nawet więcej niż raz, ale fart nie trwa wiecznie - ocenił Krzystyniak.

Osoby, które w przeszłości miały okazję ściśle współpracować z Duńczykiem twierdzą, że regres zaczął się w momencie gdy Kildemand zrezygnował ze współpracy z trenerem mentalnym. To ten fachowiec, w ogóle nie znający się na żużlu, potrafił go ponoć doskonale zmotywować. Tymczasem zawodnik przyczyn niepowodzeń szukał głównie w sprzęcie, przeskakując od jednego tunera, do drugiego, chociaż w okresie największych trumfów należał do ulubionych zawodników Flemminga Graversena i zawsze miał u niego serwisowane silniki w pierwszej kolejności. - Głowa ma ogromne znacznie. Ja się dziwię, że wcześniej nie wrócił do tego faceta od przygotowania mentalnego lub nie spróbował poszukać zastępczej drogi. Skoro teraz się o tym mówi, to na pewno już dużo wcześniej docierały do niego takie rady. Życzę mu naprawdę z całego serca, żeby zdobywał jak najwięcej punktów, bo znam z autopsji te nieprzyjemne chwile, gdy zjeżdżało się z toru na końcu stawki lub wracało z meczu z mizernym dorobkiem. Droga dłużyła się wtedy niemiłosiernie. Tak jak jednak wspomniałem wcześniej. Nie wierzę, żeby był w stanie do światowej czołówki powrócić - zakończył Krzystyniak.