Szczegóły tragedii w Szczyrku: Gdyby nie odwołali treningu, Szymon tego wieczoru byłby na nartach
Na jaw wychodzą nowe fakty o tragedii w Szczyrku. Jak podaje "Fakt", firma, której pracownicy mieli przewiercić gazociąg, nie miała zgody na takie prace.
Redakcja Dziennik.pl
"Fakt" dotarł do nowych szczegółów tragedii w Szczyrku. Firma miała zgodę na zajęcie pasa drogowego, ale nie mieli zgody naszego urzędu na wykonanie prac związanych z przewiertem pod asfaltem. To droga prywatna – mówi Antoni Byrdy, burmistrz Szczyrku. To podczas tych prac, jak sugerują pierwsze hipotezy, miało dojść do przebicia rurociągu, co doprowadziło do tragedii, w której zginęło osiem osób.
Do tego, zdaniem gazety, tuż przed katastrofą mieszkańcy domu kłócili się z pracownikami firmy Aqua. Prosili ich o przerwanie prac bo jest już za ciemno i za późno na wiercenie pod drogą. Ci jednak nie posłuchali, a kilkanaście minut później wybuchł gaz.
Splot zbiegów okoliczności
O godzinie 18.26 w wyniku wybuchu gazu runął i spłonął doszczętnie dom przy ulicy Leszczynowej 6, grzebiąc rodzinę Kaimów: Józefa i jego żonę Jolantę, wnuka ośmioletniego Szymona, siostrzeńca Wojciecha, jego żonę Annę i ich troje dzieci - najmłodsze miało trzy lata - opisuje tvn24.pl w reportażu.
Z domu na Leszczynowej 6 przetrwały tylko schody wejściowe. Ręczne odgruzowywanie zgliszczy trwało około 17 godzin, aż wydobyto ostatnią, ósmą ofiarę.
W momencie wybuchu w domu nie było 34-letniej Katarzyny, córki Józefa i Jolanty, mamy Szymona. Była w pracy w Domu Dziecka w Bielsku-Białej i tylko ona ocalała. Na placu Kaimów zostali w swoich domach Tadeusz, brat Józefa i ich siostra Maria, matka Wojciecha. Został drewniany dom po ich rodzicach, którego nie naruszył wybuch ani ogień, mimo że stoi tuż obok zgliszczy. Prowadzili rodzinny interes, zaraz za placem mieli swój stok z wyciągiem, wypożyczalnię nart, szkółkę narciarską. Józef, Tadeusz i Maria zdobywali nagrody w narciarstwie, Wojciech kontynuował tradycję.
Sąsiad zza płotu opowiada portalowi tvn24.pl: nasze dzieci chodziły razem do szkoły, Szymon był u nas tego dnia, żona odprowadzała go do domu.
8-letni Szymon gdyby nie odwołali treningu, tego wieczoru byłby na nartach.
Sąsiad z głównej drogi: Ania, żona Wojtka była ze starszą córką na dniach otwartych szkoły. Jestem dyrektorem tej szkoły. Wyszła przed osiemnastą. Mówiła, że jadą do domu tylko na chwilę coś zjeść i zaraz na roraty. Młodsza córka miała być w tym czasie na basenie, ale zajęcia z pływania zostały przesunięte.