Lidia Staroń kategorycznie o wyroku wydanym przez sędziego Juszczyszyna. "Nie wierzyłam, że to możliwe"
Lidia Staroń jeszcze jako polityk Platformy Obywatelskiej interweniowała w sprawie Zbigniewa Parowicza - warmińskiego biznesmena, któremu za drobny dług odebrano całe gospodarstwo rolne. Egzekucję nadzorował sędzia Paweł Juszczyszyn. – Po analizie wszystkich dokumentów sama nie wierzyłam, że coś takiego jest możliwe – wyznała w rozmowie z tvp.info senator niezrzeszona.
– Po analizie wszystkich dokumentów sama nie wierzyłam, że coś takiego jest możliwe. Do sądu idzie się po sprawiedliwość, więc jeśli w takim miejscu dzieje się komuś krzywda, nie można mówić, że tak ma być – powiedziała w rozmowie z portalem tvp.info Lidia Staroń. Senator została zapytana o szczegóły jej interwencji ws. Zbigniewa Parowicza. Przedsiębiorca przez trzy lata szukał pomocy po tym, jak z powodu względnie niewielkiego długu komornik zabrał mu gospodarstwo rolne z budynkami, czyli dorobek życia. Ponadto, pieniądze, które miały trafić z licytacji do wierzycieli, nie zostały im przekazane. Pan Zbigniew nadal był dłużnikiem.
– Szukał pomocy w różnych kancelariach. Wszędzie słyszał: ależ to jest niemożliwe, proszę pana, to jest prawomocne postanowienie, przysądzenie, o czym tu rozmawiać? Skoro jest prawomocne, to znaczy że pieniądze były w sądzie i przekazano je wierzycielom. O czym pan mówi? – relacjonuje w rozmowie z tvp.info Staroń, cytując słowa Parowicza. Jak dodaje, z początku sama nie mogła dać wiary, że mogło dojść do takich nieprawidłowości. – Sprawdziłam jeszcze raz. Wszystkie dokumenty. Okazało się, że rzeczywiście było tak, jak to opisywał pan Parowicz. Wysłałam pisma w tej sprawie, zarówno do ministerstwa sprawiedliwości, jak i prezesa sądu. Prezes sądu pierwotnie też uważał, że to niemożliwe, że wszystko musi być w porządku. Zresztą wcześniej także ministerstwo potwierdziło, że nie ma podstaw do interwencji – opowiada Lidia Staroń, która wielokrotnie pomagała pokrzywdzonym przez polski wymiar sprawiedliwości obywatelom.
Finalnie, po kolejnych pismach i rozmowach, senator wywalczyła wizytację w sądzie, gdzie przyznano jej rację. W efekcie uznano, że gdyby w sądzie były pieniądze, to starczyłoby na pokrycie wszystkich długów i spłacenie wierzycieli. Gdyby komornik nie obniżył ceny nieruchomości, Parowicz otrzymałby jeszcze nawet resztę, dzięki której mógłby stanąć na nogi. Według biegłych powołanych przez prokuratora, cena jednak została zaniżona o 160 tys. złotych.
Pan Zbyszek nie doczekał sprawiedliwości
Sędzia Juszczyszyn, który zatwierdził egzekucję, uniemożliwił spłatę wierzycieli. W tym zakresie również interweniowała Lidia Staroń. – Złożyłam również wniosek o postępowanie dyscyplinarne wobec sędziego. A złożyłam ten wniosek dlatego, że widziałam, jak dramatyczna jest sytuacja. Przez te wszystkie lata pan Zbyszek żył w biedzie, będąc dłużnikiem. Jak pamiętam, wtedy sędzia napisał do nabywcy, by ten oddał pieniądze. Nabywca wystosował pisemną odpowiedź, że nie odda, bo postępowanie jest prawomocnie zakończone i dawno jest po wszystkim. Sąd najwidoczniej szukał jakiegoś wyjścia, w każdym razie potem pieniądze jakimś cudem znalazły się w sądzie – wyjaśnia senator. Jak dodaje, walczyła o odszkodowanie, ale w międzyczasie Zbigniew Parowicz zmarł w nędzy i chorobie. – Nikt go nawet nie przeprosił, to była ogromna krzywda – przypomina Lidia Staroń.
Senator niezrzeszona mówi portalowi tvp.info, że komornikowi i biegłemu, który zaniżył cenę nieruchomości, postawiono zarzuty, które następnie cofnięto. Całe postępowanie uległo umorzeniu.
– Ile jest takich Zbyszków? Ja nie wiem, ile. Dzisiaj o tej sprawie rozmawiamy dlatego, że on przyszedł do mojego biura i ja interweniowałam. Gdyby nie to, nigdy w życiu nikt by o tym nie wiedział. Wymiar sprawiedliwości powinien stanąć po stronie ofiary. A jeśli w sądzie jest krzywda, nie można mówić, że tak ma być. Nie ma tak być. Ktoś powinien pomóc temu człowiekowi – podsumowała Lidia Staroń.