Erupcja wulkanu White. "Nie stwierdzono oznak życia", los wielu zaginionych nieznany
by ads/adsoW poniedziałek w Nowej Zelandii doszło do erupcji wyspy-wulkanu White. Wiele osób uznaje się za zaginione, wiele zostało rannych. Policja poinformowała o pięciu ofiarach śmiertelnych, wskazując jednak po wielu godzinach poszukiwań, że w czasie rekonesansu przeprowadzonego z powietrza na koniec dnia "nie stwierdzono więcej oznak życia". W pobliżu krateru w chwili erupcji przebywało około 50 osób, w tym turyści. Los około 20 nie jest znany. MSZ w Warszawie przekazało, że nie ma informacji, aby w wybuchu wulkanu zostali poszkodowani polscy obywatele.
Do erupcji doszło po godzinie 3 w nocy polskiego czasu.
Wyspa-wulkan White położona jest około 50 kilometrów od wybrzeża Wyspy Północnej - drugiej największej wyspy Nowej Zelandii.
Wulkan White jest jednym z najbardziej aktywnych w tym kraju. To też równocześnie jedna z największych tutejszych atrakcji. Przez cały rok odwiedzają ją tysiące ludzi.
Pierwsze informacje, przekazane przez premier Nowej Zelandii Jacindę Ardern około godz. 4. rano polskiego czasu (16. w Nowej Zelandii) mówiły o nawet 100 osobach przebywających w momencie erupcji na wyspie-wulkanie.
Ardern informowała, że trwała akcja ratunkowa, ale nie potrafiła przekazać bardziej szczegółowych informacji o osobach poszkodowanych. Dodała, że wśród poszukiwanych może być wielu turystów.
Ranni wśród turystów
Informację o "co najmniej jednej grupie" turystów, którzy "wymagali pomocy medycznej" potwierdziła Judy Turner, burmistrz miasta Whakatane na Wyspie Północnej, z którego do wyspy-wulkanu White jest najbliżej i widać go z wybrzeża.
Weryfikacja informacji w kolejnych godzinach pozwoliła nowozelandzkiej policji na stwierdzenie, że osób odwiedzających wyspę-wulkan było około 50 - pisze m.in. brytyjski nadawca BBC.
Według portalu, na obrzeżach krateru chwilę przed wybuchem przebywało kilkadziesiąt osób.
Wiadomo, że część z osób z tej grupy dotarła do brzegu i udało się ich ewakuować. Są jednak wśród nich ranni.
Nowozelandzka policja przekazała po godz. 6. czasu polskiego (18. w Nowej Zelandii), że jedna osoba zmarła, jednak ofiar śmiertelnych będzie prawdopodobnie więcej.
Na kolejnej konferencji, po godzinie 9. czasu polskiego (po 21. w Nowej Zelandii), policja poinformowała, że liczba ofiar wzrosła do pięciu. Wiele osób pozostaje zaginionych.
Jak piszą BBC i brytyjski dziennik "Guardian", powołujące się na policję, z wyspy-wulkanu ewakuowano i zabrano do szpitali co najmniej 23 osoby.
Po godz. 12 w Polsce (po północy we wtorek w Nowej Zelandii) policja przekazała, że z końcem dnia dokonano rekonesansu terenu wokół krateru i "nie odnaleziono oznak życia".
"Policja uważa, że każdy, kto mógł zostać zabrany z wyspy żywy, został uratowany w czasie ewakuacji" - stwierdzono w komunikacie.
"Bazując na informacjach, które posiadamy, nie sądzimy, by na wyspie byli jeszcze ocalali".
MSZ: nie mamy informacji, aby obywatele Polski zostali poszkodowani w wyniku wybuchu wulkanu
Biuro prasowe MSZ w Warszawie poinformowało tvn24.pl w poniedziałek po godz. 12., że resort "nie posiada informacji nt. obywateli polskich poszkodowanych w wyniku wybuchu wulkanu w Nowej Zelandii". Zapewniło, że "służba konsularna RP pozostaje w stałym kontakcie z miejscowymi władzami".