KSW 52: Mamed Khalidov nie chce wracać na emeryturę. "Jeszcze wam pokażę"
Mamed Khalidov po porażce ze Scottem Askhamem na gali KSW 52 nie zamierza wracać na sportową emeryturę. Legenda polskiego MMA przyznała, że Anglik zdołał ją oszukać w sobotnim starciu i teraz nadszedł czas na wprowadzenie czegoś nowego.
Mamed Khalidov w sobotę przegrał jednogłośną decyzją sędziów i trzeba przyznać, że nie było tu żadnych kontrowersji. Askham, który przebojem wdarł się do KSW, znów pokazał się ze świetnej strony, zaskakując swojego rywala nietypową strategią, w której było dużo walki w parterze.
Po raz pierwszy zawalczył w okrągłej klatce dla polskiej organizacji w marcu roku 2018 i zmierzył się wówczas z Michałem Materlą, którego rozgromił dosłownie w nieco ponad minutę. Później pokonał Marcina Wójcika, wyłączając go z gry kopnięciem na wątrobę, a w trzeciej walce dla KSW ponownie pokonał Materlę.
- Nie odchodzę! Przeżywam drugą młodość, jeszcze wam pokażę! - zapewniał od razu po walce.
Khalidov zapowiedział więc jasno, że nie wróci na sportową emeryturę, na którą przeszedł pod koniec ubiegłego roku, po porażce z Tomaszem Narkunem. Wtedy mówił też dużo o depresji i wypaleniu, teraz jednak wydaje się, że zdołał wyjść na prostą i znów czuje się w pełni sił do walki.
Co zadecydowało o porażce z Askhamem?
- Myślałem, że on będzie się bił w stójce, a on szedł do parteru. Zabrakło mi siły. To była dla mnie walka na przetarcie po powrocie, kolejne doświadczenie, a uczę się całe życie. Nie będę filozofował i się tłumaczył, był dzisiaj lepszy i oszukał mnie, jego gra była lepsza niż moja. Teraz czeka mnie przerwa i przemyślenia, trzeba wprowadzić coś nowego. Przegrałem trzy walki z rzędu, nie jestem osobą, która by miał teraz coś do wyboru, poczekam, co mi zaproponują - przyznał Khalidov.
Jedna z najbardziej rozpoznawalnym postaci MMA w Polsce rozpoczęła swoją przygodę z KSW w 2007 roku, by dwa lata później zdobyć pas mistrzowski organizacji w kategorii półciężkiej. Z każdym kolejnym pojedynkiem Khalidov zbierał coraz więcej fanów, stając się jednocześnie prawdziwym okrętem flagowym organizacji.
W marcu 2018 roku po raz pierwszy od wielu lat poczuł smak porażki. W starciu z Tomaszem Narkunem był bezdyskusyjnym faworytem, wydawało się, że wszystko przebiega po jego myśli. Tak było aż do trzeciej rundy, kiedy to młodszy rywal, dotychczas skupiony na defensywie i momentami walczący o przetrwanie, ale wciąż niezwykle groźny, dostrzegł swoją szansę. Najpierw zaatakował, a po założeniu Khalidovowi trójkąta zmusił go do odklepania. To była sensacja i jednocześnie sygnał, że być może 37-letni wówczas zawodnik czuje już wszystkie stoczone przez lata pojedynki.
Przed rewanżem deklarował, że jest przygotowany i zdeterminowany, by zemścić się za porażkę. Wszystko to, co zaprezentował w klatce, okazało się jednak niewystarczające na Narkuna. Decyzja o tym, że już czas skończyć karierę, nie była nagła, ale prawdopodobnie była uzależniona od tego, jaki będzie rezultat tej walki.
Teraz Mamed wrócił i deklarował, że ponownie czuje ogień w sercu i chęć do walki. To jednak nie wystarczyło na bardzo wymagającego Scotta Askhama.
ps