Legia po pucharach skupia się na lidze - czy było warto?
by Jakub WojczyńskiKiepskie wyniki koszykarzy Legii Warszawa w europejskich pucharach i lidze skłaniają do pytania – czy warto było?
Zespół ze stolicy zakończył europejską przygodę jako pierwszy z sześciu polskich klubów biorących udział w rozgrywkach międzynarodowych. W najbliższy weekend zagra mecz 10. kolejki Energa Basket Ligi ze Spójnią w Stargardzie, który będzie pierwszym po wyeliminowaniu z Pucharu Europy FIBA. Aktualny bilans legionistów na wszystkich frontach jest kiepski – wygrali 2 z 4 meczów w eliminacjach Ligi Mistrzów, 1 z 6 w fazie grupowej PE i 2 z 9 w EBL. Razem ledwie 5 z 19! W tej sytuacji można się zastanawiać, czy wpływu na takie kiepskie rezultaty nie miało łączenie rywalizacji na obu frontach przez zespół złożony z ludzi, którzy w większości nie byli w takiej sytuacji wcześniej w swojej karierze. Krótko mówiąc – czy te puchary Legii w tym sezonie dobrym pomysłem?
– Oczywiście, że puchary były potrzebne. Pamiętacie pierwszy sezon Legii w ekstraklasie? On też był potrzebny z punktu widzenia organizacji. Ten obecny jest bardzo ważny dla Legii i Warszawy, bo Warszawa potrzebuje europejskiej koszykówki. Nie możemy oczekiwać bardzo dużo w pierwszym sezonie. Mam nadzieję, że w kolejnym będzie tak jak w polskiej lidze. Błędem byłoby, gdyby Legia nie zagrał w pucharach w następnym sezonie – uważa trener Tane Spasev. We wspomnianym pierwszym po powrocie do ekstraklasy sezonie 2017/2018 Legia zajęła w polskiej ekstraklasie 16. miejsce. W kolejnym zrobiła duży postęp, awansowała do play-offów i odpadła w ćwierćfinale.
Teraz lokata w czołowej ósemce nadal nie jest nierealna, bo Legia traci do niej tylko trzy zwycięstwa, a do końca pierwszej rundy nie zagra już z żadnym z czwórki potentatów (zespoły z Włocławka, Torunia, Gdyni i Zielonej Góry). No i nie zagra już w pucharach, co oznacza tylko jeden mecz w tygodniu. Spasev podkreślał, że przy dwóch spotkaniach w tygodniu i licznych kontuzjach zespół ma po prostu problemy z regularnymi treningami. Kontuzji faktycznie było sporo, bo we wszystkich 19 meczach zagrali tylko Michael Finke, Filip Matczak i Drew Brandon. Dłuższe przerwy z powodu urazów mieli Jakub Nizioł, Romaric Belemene, Sebastian Kowalczyk, Keanu Pinder, Szymon Kiwilsza i Przemysław Kuźkow.
Na dodatek były też zmiany kadrowe, bo pod koszem dokupiono Milana Milovanovicia z Anwilu Włocławek, a na obwodzie Isaaca Sosę zastąpił Michał Michalak, który zapewne liczył na dłuższą przygodę z pucharami. Spasev regularnie musiał zmieniać pierwszą piątkę, wychodziło w niej aż 14 różnych zawodników! W tym także np. 20-letni Dawid Sączewski, który w poprzednim sezonie nie zagrał prawie wcale, a teraz dostał szansę wraz z rówieśnikiem Kuźkowem. Ta dwójka i debiutujący w polskiej ekstraklasie po studiach w USA Nizioł zebrali cenne doświadczenie grając w niektórych meczach dużo dłużej niż można było się spodziewać przed sezonem. I to na pewno jest zysk, bo mogą się przydać później.
Nie da się sprawdzić, czy Legia miałaby te same problemy w okresie gry w pucharach, gdyby nie było tylu kontuzji. Ale teraz w Warszawie mają kilka tygodni na to, by wyjść na prostą i udowodnić, że przy obecnym składzie stać ich na lepsze wyniki, a dotychczasowe to efekt nieszczęśliwego splotu okoliczności.